piątek, 31 grudnia 2021

Moje ulubione albumy/EPki 2021 [MUZYKA]

Hej, hej! Przyszła pora na muzyczne podsumowanie roku i tak samo jak poprzednio, najpierw przygotowałam posta z moimi ulubionymi albumami/EPkami z tego roku, a w przyszłym tygodniu skupię się na moich ulubionych kpopach. Kolejność jest w 50% przypadkowa, a w 50% w kolejności ich wychodzenia. 

1. NCT 127 - Loveholic

W porównaniu do zeszłego roku, ten zaczął się strasznie powoli, jeśli chodzi o muzykę i prawie nic ciekawego się nie działo, o czym świadczy fakt, że EPka z połowy lutego otwiera tę listę. W każdym razie jest to aktualnie mój ulubiony mini-album NCT i po tym, jaki kierunek obrało NCT 127 (i NCT 2020) w zeszłym roku, zaczęłam tracić zainteresowanie ich dyskografią. Dopiero ten mini-album przywrócił mi nadzieję, że może jeszcze ponownie ich brzmienie będzie dla mnie interesujące. Mega podoba mi się motyw przewodni tego EP, czyli ukazanie różnych rodzajów miłości i nie jestem w stanie wybrać z niego mojej ulubionej piosenki, bo wszystkie są genialne. 

2. SHINee - Atlantis

(recenzja)

Wreszcie comeback Shinee, którego byłam w pełni świadoma (bo ostatnim razem dopiero zaczynałam w kpop, więc nie ogarniałam, co się działo) i byłam zachwycona zarówno mini-albumem, jak i tym repackage. Shinee zawsze miało wspaniałe brzmienie, każdy album na najwyższym poziomie i ten nie jest odstępstwem. Mamy tutaj trochę eksperymentowania, ale też ich charakterystyczne brzmienie i mega się cieszę, że SM nie zawaliło sprawy. Doszło do takiego etapu, że słuchałam tego albumu po parę razy dziennie, bo jest tak dobry.

3. Kang Daniel - Yellow

Tak, jak wcześniej nie interesowałam się dyskografią Kang Daniela, tak przez ten mini-album pewnie zacznę, bo rany! Zacznę od tego, iż instrumentale są tutaj na najwyższym poziomie. Nie mam pojęcie, co do nich wpakowano, ale są idealnie mroczne i tak niesamowicie klimatyczne, że nie mogę przestać do nich wracać. Podoba mi się kierunek, który obrał Kang Daniel, że skupił się na tym jak zaburzenia lękowe wpływają na jego życie jako artysty i celebryty. Także oprawa wizualna jest genialna i podoba mi się kolorystyka jaka panuje w teledyskach. Jest to niewątpliwie jeden z najlepszych mini-albumów z tego roku.

4. Enhypen - Border: Carnival, Dimension: Dilemma

Po ich pierwszym mini-albumie zastanawiałam się, w jakim kierunku pójdą, ale w życiu nie wpadłabym na to, że kolejny comeback będzie związany z konceptem imprezy. Miałam, co do nich wielkie nadzieję i zachwycili mnie w każdej kategorii. Teledysk do Drunk-Dazed jest niezaprzeczalnie jednym z moich ulubionych i podoba mi się, jak bardzo trzymają się wampirzego konceptu. Dzięki nim doszłam do wniosku, że może koncept połączenia wampiryzmu i alkoholizmu jest niszą specjalnie dla mnie i dokładnie tym, na co czekałam. Jeśli zaś chodzi o ich pierwszy "album", od razu wpadłam w zachwyt nad title trackiem i aż poszłam sprawdzić, kto jest ich producentem. O dziwo okazało się, że w większości piosenek mają tego samego i wow jestem mega pod wrażeniem. Mowa tutaj o Wonderkid i bardzo polecam zapoznanie się z jego twórczością, bo wydaje mi się, że nie ma ani jednej piosenki, której nie uznałabym za niesamowitą.

5. Girl in Red - if i could make it go quiet

(recenzja)

Czekałam z wielką ekscytacją na ten album i się nie zawiodłam. Nie wiem, jak Marie to robi, ale żadna z jej piosenek nie jest do pominięcia i słuchanie wszystkich sprawia mi przyjemność. Ten album  jest bez wątpienia jednym z tych, do których najczęściej wracałam w tym roku, bo nie mogłam się od niego oderwać i nie mogę się doczekać jej kolejnych projektów. 

6. Itzy - Guess Who, Crazy in Love

(recenzja Guess Who)

Itzy zawsze dostarcza bardzo fajne albumy i te nie są wyjątkiem. Może brakuje mi trochę ich wcześniejszego brzmienia, ale to nowe również jest jak najbardziej spoko i będę czekać by obserwować jak się rozwijają i jak próbują nowe, nieco inne koncepty. 

7. Taemin - Advice
To było super pożegnanie na 2 lata. Taemin zawsze wie, jak doprowadzić do palpitacji serca swoich fanów i to EP nie było wyjątkiem. Zanim wyszło liczyłam na jakieś pianinko i title-track w pełni mnie usatysfakcjonował. Sam w sobie mini-album jest bardzo klimatyczny, co jest typowe dla Taemina i odnoszę wrażenie, że czuć w nim, że to jest ostatni album na dłuższy czas (aka na czas jego służby), co najlepiej pokazuje ostatni kawałek, czyli Sad Kids (które przypadkowo nazwałam w telefonie Dad Kids) może będący moim ulubiony z tego mini, ale w przypadku Taemina ciężko mówić o ulubionych piosenkach, bo wszystkie są cudowne. 

8. Olivia Rodrigo - Sour

(recenzja)

To, jak ten album podbił serca dosłownie wszystkich jest niesamowitym osiągnięciem dla tak młodej osoby i mam nadzieję, że Olivia wykorzysta dobrze ten sukces, bo ten album był świetny. Ma fajny klimat i bardzo przyjemnie mi się go słucha, szczególnie w tle do pisania posta. Jest to niewątpliwie jeden z najlepszych albumów z tego roku i jestem przekonana, że zgarnie mnóstwo nagród i zostanie zapamiętany na długi czas. 

9. K.Flay - Inner Voices

O K.Flay pisałam raz na blogu i jakoś nie kojarzę, żebym wypowiadała się o niej ponownie, ale jej piosenki są ogólnie super, a ten mini-album wypada świetnie. Od samego początku ma szybkie tempo i nie zwalnia ani na moment. Ubolewam nieco, że to nie był cały album utrzymany w takim pop-punkowym stylu, ponieważ aż chciałabym więcej po przesłuchaniu tego EP i dobrze wiem, że K.Flay potrafi tworzyć ciekawe albumy. 

9. GWSN - The Other Side of the Moon

Nie wiem, jak to się stało, że wcześniej nie zwracałam uwagi na GWSN, ale ten mini-album był cudowny. Każda piosenka, jaka się na nim znalazła była intrygująca i słuchając go ani przez chwilę się nie nudziłam, bo wszystkie z piosenek wypadają niesamowicie klimatycznie i nie byłabym w stanie wybrać jednej ulubionej. Tą, która szczególnie przykuła moją uwagę, jest e i e i o, ze względu na to, że jest to dziwny kawałek, bo już sam tytuł jest wyjątkowy mówiąc delikatnie i utwór sam w sobie idealnie go oddaje. Nie zmienia to jednak faktu, iż wszystkie z tych kawałków są świetne i z wielką chęcią wracam do tego EP.

10. Maneskin - Teatro d'ira

(recenzja)

Po Eurowizji było oczywiste, że sięgnę po ich dyskografię i chociaż nie wszystkie kawałki z ich dyskografii przypadły mi do gustu, ten album był świetny. Miał konkretne brzmienie i charakterystyczną atmosferę, a jednocześnie piosenki nie zlewały się w całość, co jest zabiegiem który bardzo doceniam.

11. Arek Kłusowski - Lumpeks

(recenzja)

Chyba moje największe zaskoczenie z tej listy, bo nie miałam kompletnie pojęcia o istnieniu tego artysty dopóki nie usłyszałam w radiu Antarktydy i powtarzałam sobie w myślach, że jak wysiądę z samochodu od razu sprawdzę sobie jego dyskografię i byłam bez kitu zachwycona tym albumem. Jest to jeden z moich ulubionych rodzajów synthpopu, taki zamyślony, wręcz powiedziałabym, że chłodny i będę czekać na więcej.

12. TXT - The Dream Chapter: Fight or Escape 

Wiedziałam, że im można powierzyć misję dostarczenia albumu i od razu wiedziałam, że będzie cudowny. TXT nie ma ani jednej średniej piosenki, bo wszystkie są genialne, więc ten album również jest pełen cudenek. Szczególne wrażenie wywarły na mnie 0X1=Lovesong oraz Anti-Romantic, bo są dokładnie tym, czego chcę więcej od kpopu. Mam nadzieję, że zostaną przy nieco rockowym brzmienie z tej ery, bo pasuje do nich idealnie i to była niezaprzeczalnie ich najlepsza era pod względem muzyki i aesthetic. Pewnego dnia pojawi się recka, a przynajmniej tak sądzę.

13. Willow - lately I feel EVERYTHING

Miałam szczęście, że o wychodzeniu tego albumu dowiedziałam się na dwa tygodnie przed, bo nie wiem jak bym usiedziała w miejscu przez więcej czasu, gdyż nie ukrywa, byłam mega nakręcona na ten album i dostałam to, co chciałam. Jedyne na co mogę narzekać to długość i chciałabym, żeby znalazły się tutaj ze 2 piosenki więcej, bo ma bardziej klimat EP niż takiego pełnego albumu. Bardzo chciałam napisać jego recenzję, ale jakoś w tym roku się nie mogłam za to zabrać, ale nie odrzucam możliwości zrobienia tego w 2022, bo Willow w wykonaniu pop-punkowym to jest coś, czego nawet nie wiedziałam, jak bardzo potrzebuję, dopóki tego nie dostałam.

14. Billie Eilish - Happier Than Ever

(recenzja)

Byłam mega ciekawa, co tym razem dostarczy Billie i nie zawiodła mnie. W porównaniu z jej poprzednimi albumami, ten jest nawet bardziej minimalistyczny, ale osobiście doskonale odnajduję się w tej atmosferze i chociaż dla wielu osób może być aż zbytnio minimalistyczny, dla mnie jest idealnie wypośrodkowany. Czy brakuje mi śpiewania? Pewnie, ale biorąc pod uwagę naturę tego projektu, myślę, iż taka forma sprawdza się lepiej i jest doskonale dopasowana do historii, jaką Billie próbuje opowiedzieć i do mrocznej tematyki tego albumu.

15. Marina - Ancient Dreams In A Modern Land

Już wielokrotnie myślałam o zrecenzowaniu dyskografii Mariny, ale tak jakoś wyszło, że odpuściłam sobie ten cały projekt i przez to nie wiedzieliście, jak bardzo lubię jej muzykę. Od teraz jednak będzie wiadome, że Marina tworzy moim zdaniem jedne z najciekawszych albumów i chociaż każdy jest inny, wszystkie mają klimat charakterystyczny typowo dla niej, szczególnie jeśli chodzi o teksty, które są cudowne i ten nie jest pod tym względem wyjątkiem. Marina wie, jak stworzyć intrygującą narrację i ten koncept z tego albumu bardzo dobrze do niej pasuje.

16. Halsey - If I Can't Have Love, I Want Power

(recenzja)

Jeśli miałabym nazwać jeden album albumem roku, bez zastanowienia mój wybór padłby na ten, bo było to coś niesamowitego. Halsey udało się stworzyć album wypełniony mroczną atmosferą i klimatem pełnym tajemniczości. Instrumentale, z jakimi mamy tutaj do czynienia są genialne i Trent Reznor i Atticus Ross idealnie się sprawdzili w roli producentów tego albumu. Mam nadzieję, że Halsey powróci jeszcze do tego stylu, gdyż ten album był perfekcją od pierwszego utworu do samego końca. Spośród tych wszystkich nowych wydań, to wywarło na mnie największe wrażenie i mega polecam przesłuchanie tego albumu od początku do końca.

17. Ateez - Zero: Fever Part 3.

Nie mogę uwierzyć, że po pierwszym przesłuchaniu uznałam, iż jest to średni album, bo już po drugim wpadłam w obsesję na jego punkcie i całkiem możliwe, że jest to moje ulubione ep Ateez tak ever, bo ciągle do niego wracam ze względu na cudowny vibe. Przypomina mi te ich pierwsze mini-albumy i nie wiem jak określić ten gatunek, ale stylistyka w której jest utrzymywane to ep należy do moich ulubionych (mówię tutaj o instrumentalach). Ubolewam nawet, iż nie był to pełen album, bo wszystkie piosenki z tego ep są wspaniałe.

18. Jeon Somi - XOXO

Po pierwsze ten tytuł został wybrany specjalnie dla mnie. Po drugie Somi dała mi dokładnie to, czego chciałam, czy zebrane starsze piosenki z tymi nowymi i efekt jest cudowny. Atmosfera jest tutaj bardzo lekka i cieszę się, że nagrała album w takim stylu, bo różni się od brzmienia Blackpink (Somi i Blackpink mają w dużej mierze tego samego producenta Teddy'ego, który słynie z konkretnego brzmienia), nie jest ciężki ani przepełnione rapem, tylko dużo bardziej delikatne i utrzymane w klimacie szkoły.

19. Adele - 30

Kompletnie nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. Nie zrozumcie mnie źle, single Adele zawsze były wow, ale jakoś nigdy nie słuchałam jej albumów w całości. Jednak ten to kompletnie inna bajka. Jest w nim taka dojrzałość (czego oczywiście można się spodziewać po albumie, który dosłownie jest o rozwodzie). Potrójny atak Cry Your Heart Out, Oh My God i Can I Get It z I Drink Wine jako wisienka na torcie to moja ulubiona część albumu, chociaż prawda jest taka, że cały tworzy niesamowity vibe. Kiedy wyszła ta płyta, bez kitu przesłuchałam ją z dobre 4 razy z rzędy, bo klimat jest tutaj niesamowity. 

20. Lil Nas X - Montero

Czy wiedziałam, że Lil Nas X wie jak wypuścić świetny singiel? Si. Czy spodziewałam się aż tak dobrego albumu? Niekoniecznie. Wiedziałam, że to na 100% będzie popularny album, ale zaskoczyło mnie jak bardzo utrafił w moje gusta. Ballady, piosenki pełne energii, wszystko jest tutaj. Swego czasu chciałam nawet napisać reckę, ale z jakiegoś powodu nigdy do tego nie doszło, co trochę szkoda, bo to był niewątpliwie cudowny album. Ta końcówka One of Me, Lost in the Citadel, Tales of Dominica i Am I Dreaming to moje ulubione b-sides, ale single też były super.

I na dzisiaj to tyle! Koniec końców zrobiła się z tego lista top 20 albumów z tego roku, ale czy narzekam? Nah. 

Ciao! ~ Lena

Dzisiejszym utworem posta jest... e i e i o GWSN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz