piątek, 1 października 2021

Måneskin "Teatro d'ira" [MUZYKA]

via

Hej, hej! Wspomniałam w moim poście o Eurowizji 2021, że być może napisze recenzję któregoś z albumów Måneskin podobnie, jak zrobiłam z Hatari po zainteresowaniu się Eurowizją i nadszedł wreszcie ten moment. Podjęłam decyzję o podejściu do tego albumu tak samo, jak podeszłam do Hatari i jak zazwyczaj podchodzę do kpopu, czyli skupię się na brzmieniu, nie na tekstach. Nie licząc tych kawałków które są po angielsku, Zitti e buoni i Vent'anni, nie mam pojęcia o czym są te utwory, więc nie wypowiem się na temat znaczenia czy jakichkolwiek kontrowersji związanych z tekstami tych piosenek, jeśli takowe są. 

Måneskin to włoski zespół rockowy, który zyskał międzynarodową sławę po zwycięstwie w tegorocznej edycji Eurowizji i chociaż na koncie ma więcej albumów, dzisiaj zabiorę się za ten (w momencie pisania) najnowszy, który wyszedł w marcu. W skład zespołu wchodzi Damiano, czyli wokal, basistka Victoria, gitarzysta Thomas i perkusista Ethan i o dziwo wszyscy są mniej więcej w moim wieku, co jest dla mnie szaleństwo, bo bym na to nie wpadła, bez kitu myślałam, że mają ze 25 lat co najmniej.

Lividi sui gomiti

Zitti e buoni to była moja miłość od pierwszego wysłuchania. Wypowiedziałam się już raz na temat ich występu, ale ta piosenka jest świetna sama w sobie. Idealnie utrafiła w moje gusta, stanowiąc mieszankę melodyjności i cięższych klimatów. Styl śpiewania Damiano to coś pięknego i tutaj bardzo dobrze to słychać jak płynnie przechodzi z krzyku do wręcz rapowania. Instrumental jest dziełem sztuki. Uwielbiam to, iż jest wyrazisty i pełen energii. Jako ktoś, kto potrafi docenić zarówno syntezatory i produkcję na nich opartą w electropopie itd. oraz surową naturę rocka czy punku, jestem zachwycona brzmieniem tego utworu. Coraline nie jest o bohaterce horroru i nie powiem jestem tym nieco zawiedziona, ale to jest mało istotne. Zanim się zabrałam za pisanie tej recki nie zwróciłam nawet uwagi, iż jest to stosunkowo długi utwór, ponieważ ma równo 5 minut, ale teraz to zaczyna mieć sens jak spojrzałam, że sam wstęp trwa ponad minutę. Podoba mi się to powolne rozkręcanie się, że słuchać dochodzenie instrumentów i jak zmienia się klimat ze spokojnego w pełen emocji. Lividi sui gomiti to dla odmiany stosunkowo krótki kawałek, bo trwający poniżej dwóch minut, który już od początku wita nas szybkim tempem i rapsami Damiano. Niezwyjkle mi tutaj przypadł do gustu przed refren i mega płynne jego przejście do refrenu. Połączenie "rapsów" (szczerze nie mam pojęcia czy to się kwalifikuje jako rap, ale chyba tak, więc będę to tsk nazywać) z instrumentalem wypada świetnie i sprawia, że piosenka ani na chwilę nie zwalnia, a ja się zastanawiam kiedy on ma czas oddychać. I Wanna Be Your Slave to kolejna piosenka nieco poniżej 3 minut i jedna z 2 z tego albumu, które są w języku angielskim i uwielbiam to, że Damiano brzmi równie cudownie i klimatycznie w obu językach. Śpiewa tak, jakby zupełnie miał na wszystko wywalone i doceniam to. Tak samo jak jego krzyki (lubię jak wokaliście sobie pokrzykują w piosenkach hehe), które dodają atmosfery. Tak samo jak wcześniej instrumental idealnie się zgrywa z wokalami i podobają mi się te momenty, w których jest czas na ich chwilę sławy bez wokalu, bo Victoria, Thomas i Ethan zasługują na tyle samo uwagi co Damiano. 


In nome del padre

In nome del padre ma jeden z moich prawdopodobnie ulubionych początków tego zespołu. Nie mam pojęcia dlaczego akurat to intro tak na mnie działa, ale słyszę gitarę basową w tle, a ja zawsze szaleję jak słyszę bas. Uwielbiam. Wiadomo nie tylko Victoria się tutaj popisała, ale Damiano, Ethan i Thomas też, jednak z całego albumu w tym kawałku najlepiej słychać bas, więc jest to jego moment i na tym się skupiam. Ale wiadomo wokale Damiano 10/10 jak zawsze i intrumental sam w sobie bardzo najs. For Your Love stanowi drugi utwór w języku angielskim z tego albumu. Początek typowo kojarzy mi się z jakimś westernem i bawi mnie to, że zapominam o istnieniu tego kawałka, mimo że słucham go mnóstwo razy i jest świetny. Nie wiem skąd mi się to bierze, ale zapominam, że jest częścią tego albumu. Kiedy jednak sobie o nim przypominam, myślę o tym jak dobrze gitary w nim brzmią. Solo Thomasa jest zawsze mile widziane. La paura del buio to ten kawałek, o którym nie do końca wiem jak się wypowiedzieć, bo jest ogólnie wszystkim, co najlepsze w tym zespole. Podoba mi się jak płynnie wokale przechodzą z wolnych do szybkich, te krótkie kawałki z basem, to lalala w zwrotkach (o rany to lalala), no wszystko jest tutaj idealnie. Szczególnie rzuca mi się w oczy ten fragment na końcu, gdy mamy tylko wokale Damiano bez podkładu muzycznego, bo to jedyny taki moment na tej płycie. Vent'anni początkowo wywołało u mnie mieszane odczucia, ale, gdy dałam mu więcej czasu to odczucia zdecydowanie zamieniły się w pozytywne i teraz je uwielbiam. Jest to przede wszystkim genialne i emocjonujące zamknięcie albumu. Zaczynamy spokojnie, ale potem następuje wybuch emocji w refrenach, co odzwierciedla instrumental. Jest to piosenka z gatunku tych, do których bym się wydzierała przy wolnej chacie, gdybym znała tekst (nie mówię o tłumaczeniu, tylko o tekście do śpiewania). Podoba mi się, że kończymy ten album dźwiękami gitary i słowami Damiano, który chyba mówi coś w stylu wrócicie do mnie, co jest najlepszym możliwym zakończeniem dla tego albumu.

For Your Love

Teatro d'ira jest bardzo klimatycznym albumem i zdecydowanie bym go poleciła komuś, kto chciałby zainteresować się tym zespołem, bo idealnie oddaje jego charakter. To ile razy go słuchałam prawdopodobnie podchodzi pod niezdrowe, ale nikt nie obiecywał, że będę zdrowo konsumować albumu i jak chcę słuchać pół dnia jeden, mój wybór i ten jest bardzo dobrym wyborem na obsesję.  Wokale Damiano sprawiają, iż każdy z kawałków jest niesamowicie atmosferyczny niezależnie od szybkości, bo i te szybkie kawałki i te wolniejsze wypadają cudownie hipnotyzująco. Nie można też zapomnieć o wkładzie Victorii, Ethana i Thomasa, bo oni są częścią powodu, dlaczego ten album jest tak dobry. Chociaż wszystkie kawałki utrzymane są w podobnej stylistyce i momentami zlewają się w jeden długi utwór nie jest to wada, tylko atut tego albumu. Podczas słuchania można dać się porwać tym rockowym klimatom i to się na pewno sprawdzi do słuchania w tle. Uwielbiam jak albumy są spójne pod kątem muzyczny, ale i tak każdy utwór ma swój własny smak (wow, synestezja niczym na lekcji polskiego). Podoba mi się także, że większość utworów jest w języku włoskim, bo zawsze mnie cieszy jak artyści śpiewają w swoim języku i tutaj ten włoski tak czy siak mega pasuje. Co nie zmienia faktu, iż ich angielskie piosenki są równie dobre. Oprócz tego choć zazwyczaj nie wspominam o okładkach albumów, ta mi się bardzo podoba ze względu na kolorystykę utrzymaną w brązie i beżu. Odnoszę wrażenie, że odzwierciedla naturę tego albumu i dodaje mu extra urok. Skoro to było vol.1 to już nie mogę doczekać się kontynuacji. Jak na razie ten cały koncept teatru oraz katharsis zapowiada się genialnie i bardzo liczę na to, że kolejne części będą równie dobre, bo ta była niesamowita!

Zobaczymy jak to będzie, ale może kiedyś jeszcze wrócę do ich starszej dyskografii i machnę jakąś reckę, ale jak na razie to by było na tyle. Dzisiaj moje tradycyjne pożegnanie będzie bardzo pasowało do klimatu XD

Ciao! ~ Lena

Dzisiejszym utworem posta jest... Vent'anni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz