piątek, 10 grudnia 2021

sanah "Irenka" [MUZYKA]

via

Hej, hej! Dzisiaj przyszła pora na reckę najnowszego albumu sanah. Trochę mi zajęło ogarnięcie tego ze względu na to, że tuż po jego premierze byłam zbyt zajęta innymi sprawami i w tamtym czasie wyszło sporo albumów, na jakie czekałam. To jest zawsze ciężka sytuacja jak wychodzi kilka albumów na raz, bo zawsze w jeden się wkręcę bardziej niż w inne i wolę gdy mam odstępy czasowe i mogę sobie na spokojnie przetrawić dany album i zaczekać aż pierwsza emocjonalna reakcja już przestanie być silna w przypadku albumów, które mega mi przypadają do gustu, bo potem nie mogę myśleć o innych albumach.

sanah to polska piosenkarka, która zyskała ogromną popularność w zeszłym roku. Jak dotychczas wydała 2 mini-albumy i 2 albumu i jako, że EP są wessane do albumów wychodzi na to, że zrecenzowałam wszystko, co mogłam i bardzo mnie cieszy, że chociaż raz jestem na bieżąco z recenzjami.

To koniec

puk puk jest trochę zbyt długim intro. Gdyby to był instrumental to taka długość by mi nie przeszkadzała, ale to jest wyłącznie monolog i to depresyjny ze skrzypcami w tle, więc nieco bym go skróciła. Gąski jednak ratują sytuację. Co ja robię tutaj ma bardzo fajny początek, ale jak się rozkręca to brzmi już zbyt wesoło na moje gusta? Pasuje jako pierwsza piosenka, bo zaczyna historię, chociaż mimo wszystko nie jest to mój klimat. No sory było moją pierwszą piosenką jej autorstwa i uwielbiam je w każdym wydaniu. To koniec to pierwsza nowa piosenka na tym albumie, która przypadła mi do gustu i jest świetna. Od samego początku buduje niesamowitą atmosferę (i ten bridge!) i jest dokładnie tym, czego oczekiwałam od tego albumu, aż jestem zaskoczona, że sanah nie promowała go jako singiel, ponieważ w sam raz przypadłby do gustu fanom jej poprzedniego albumu. Warcaby kojarzą mi się z Gambitem Królowej, którego nawet nie oglądałam przed przesłuchaniem tego albumu, więc nie jestem w stanie stwierdzić czy słusznie. Również jeden z tych kawałków, jakie utrafiły w moje gusta, bo ta gitara basowa w tle to gituwa. 2:00 nie podobało mi się, gdy wyszło i po przesłuchaniu albumu mogę śmiało stwierdzić, że nadal mi się nie podoba. Nie wiem dlaczego, ale niestety nie zachwyciła mnie. Interludium jest okej, ale zbyt wcześnie. Mieliśmy raptem 4 nowe piosenki i już interludium? Zdecydowanie dałabym je później tak z 3 kawałki później, żeby było bliżej połowy, bo preferuję, gdy interludki są właśnie w okolicach połowy albumu. Irenka ma mega intrygujący początek. Chyba żadna piosenka jej autorstwa nie ma tak fascynującego początku. Ciąg dalszy też jest bardzo ciekawy i jest to dla mnie najciekawsze piosenka z tego albumu, jeśli chodzi o brzmienie, bo jest takie naprawdę mroczne, zapowiadające nadejście czegoś złego i bardzo pasowałoby do jakiegoś filmu i nawet się zastanawiałam czy nie pasowałaby na koniec albumu. Bujda (Większa!) jest okej. Dłuższa wersja zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu niż oryginał i mam wrażenie, że z poprzedniczką są tworzą ciekawy duet. Przejście między nimi było bardzo ciekawe. wars to kolejny dość mrocznie brzmiący kawałek i ubolewam, że jest ostatnim z kawałków tego typu na tym albumie, bo gdy zaczęłam serio wkręcać się w ten klimat został mi zabrany na rzecz nieco innego klimatu. Uważam też, że interludka pasowałaby idealnie w tym miejscu. etc. mi się nie do końca podoba w tej wersji. Nie jest zła, ale zdecydowanie preferuję tę drugą i wolałabym, żeby były zamienione miejscami. 

Irenka

ten Stan nadal stanowi dla mnie zagadkę jeśli chodzi o tytuł, bo jak zobaczyłam go pierwszy raz to myślałam, że chodzi o stan jako fan, stan culture, bo wiecie kpop stan to dla mnie znajomy termin (hehe), ale potem doszłam do wniosku, że może chodzi o stan jako stan emocjonalny albo na przykład o imię skoro jest z dużej litery. I te moje dywagacje nad tytułem to jedyne co mi się podoba w tym utworze. Ale jazz! po dziś dzień wywołuje u mnie mieszane odczucia. Była to pierwsza wesoła piosenka jej autorstwa biorąc pod uwagę wcześniejszy repertuar i sama nie byłam pewna czy wesoła odsłona jej twórczości mi się spodobała. Na ten moment uważam, że jest okej, ale nie należy do moich ulubionych. To był dobry dzień to taki spokojny przerywnik, który ma lekko ponad 2 minuty, dlatego poniekąd sprawia wrażenie interludki i to bardzo przyjemnej. etc. (na disco) to był najlepszy singiel promocyjny z tego albumu i jeden z tych kawałków, do których wracam, bo wyszedł genialnie. Chciałabym zobaczyć album sanah 100% w takiej stylistyce, bo w tej wersji tej piosenki super się odnalazła. Oczy były moją ulubioną piosenką z jej poprzedniego EP i spodziewałam się, iż wylądują na tym albumie i dokładnie tak się stało. Teraz są nie tylko moją ulubioną piosenką z tamtego mini-albumu, ale też i z tego. Nie mam pojęcia, co oni wpakowali do tego instrumentalu, ale jest genialny i mogłabym go słuchać cały czas, szczególnie końcówki. Duszki na pewno mają coś w sobie. Za pierwszym razem nie przypadły mi do gustu, aczkolwiek z czasem zaczęłam doceniać ich klimat. Podoba mi się ile jest warstw wokali i edycji, bo to oddaje naturę duchów. Pożal się Boże nie przypadło mi do gustu ani za pierwszym, ani za dziesiątym słuchaniem i obawiam się, że tego utworu już nie polubię i zazwyczaj go skipuję. No sory (wersja alternatywna) jest spoko, ogólnie to już od początku była genialna piosenka i chociaż wolę oryginalną wersję, ta też ma coś w sobie (te przyjemnie skrzypce w połączeniu z syntezatorkiem) i sprawdza się dużo lepiej niż taka bardziej "klasyczna" wersja etc. Kapela gra to cudowne zakończenie tego albumu i jeden z moich ulubionych nowych kawałków. Jest on pełen energii i wręcz zachęca do zabawy i z bliżej nieokreślonego powodu kojarzy mi się z Weselem Wyspiańskiego, co jest zawsze dobrym skojarzeniem. Podoba mi się, że wbrew pozorom jest to smutna piosenka i mam wrażenie, że opowiada trochę o sławie i oczekiwaniach fanów. 

etc. (na disco)

Irenka początkowo wywołała u mnie mieszane odczucia ze względu na to, że większość piosenek promujących ten album średnio przypadła mi do gustu i czułam misz masz dobrych i średnich utworów na trackliście. Widać, że sanah chce eksperymentować muzycznie, ale jednocześnie próbuje nie porzucać starego stylu i myślę, że te przeskoki między starym i eksperymentalnym stylem podziałały tutaj jako minus. Tak jak Królowa Dram była miłością od pierwszego wejrzenia, tutaj nawet po przesłuchaniu całego albumu kilka razy wciąż czułam taki negatywny niedosyt. Na ten moment stanęło na tym, iż słucham wybranych utworów z tego albumu, a część pomijam, co samo w sobie nie jest czymś złym (z takim MOTS 7 BTS mam podobnie), tylko po tym jak dobre wrażenie zrobił na mnie jej debiut, poprzeczka była ekstremalnie wysoko i oczekiwałam czegoś na tak samo wysokim poziomie. Myślę jednak, że wielu osobom przypadnie do gustu taki styl i połączenia różnych stylów nawet jeśli nieco chaotyczne. Nie jest to absolutnie zły album, tylko niektóre z utworów przypadły mi do gustu a innym nie udało się utrafić w moje klimaty, ale to świadczy tylko o tym, że jest możliwość rozwoju i zobaczymy, w jakim kierunku pójdzie teraz sanah, bo teraz ma mocne fundamenty do eksperymentowania i na pewno będę jej bardzo kibicować i czekać na kolejne wydania, ponieważ potencjał ma gigantyczny i to widać na pierwszy rzut oka. 

Długo wahałam się z pisaniem tej recenzji, bo nie mogłam wyrobić sobie opinii na temat tego wydania, bo sama nie byłam w stanie stwierdzić czy tak właściwie mi się podoba czy nie. Myślę, że tym razem sama przejechałam się na moich oczekiwaniach i zobaczymy, jak to wyjdzie następnym razem. Jak na razie wciąż jaram się podpisaną Królową Dram ;D

Ciao! ~ Lena

Dzisiejszym utworem posta jest... Kapela gra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz