piątek, 27 sierpnia 2021

"The Foxhole Court" (AFTG) to najbardziej dziwnie fascynująca trylogia, z jaką się spotkałam [KSIĄŻKI]

via

Hej, hej! Dzisiaj dla odmiany chciałabym przyjrzeć się pewnej trylogii, która krążyła za mną niczym bardzo nachalny duch. Nie mam pojęcia, kiedy tak właściwie się z nią spotkałam, aczkolwiek nazwisko Neil Josten już od dawna było mi znajome (mimo, że zapomniałam je dokładnie po 10 sekundach za każdym razem) i nawet nie raz, nie dwa zdarzyło mi się wylądować na wiki i czytać sobie o co tak właściwie chodzi w trylogii All For The Game (w której skład wchodzą: The Foxhole Court, The Raven King i The King's Men i jest generalnie bardziej znane pod tytułem tej pierwszej książki, bo bądźmy szczerzy - brzmi on dużo lepiej niż nazwa całej trylogii) i musiało znowu minąć trochę czasu zanim znów trafiłam na tę trylogię i w końcu powiedziałam sobie, że tak być nie może i usiadłam, żeby ją przeczytać i co tu dużo mówić, zrobiłam to w 26 godzin (włącznie ze spankiem, obiadem i pójściem 2 razy na zakupy XD), co jest moim rekordem jeśli chodzi o pochłonięcie całej historii i to czy są to dobre książki czy nie, to zupełnie inna kwestia, bo sam fakt, że się wkręciłam do takiego stopnia, że zaczęłam czytać fanfiction i nie jestem w stanie o nich normalnie rozmawiać świadczy o tym, że coś w nich musi być. I na tym kończy się część bezspoilerowa, więc kto chce czytać bez spoilerów ma teraz moment na ucieczkę, a my przechodzimy dalej.

O czym jest The Foxhole Court?

Cóż, najlepiej nazwać to bardzo problematyczną mieszanką fikcyjnego sportu exy (takie jakby brutalne połączenie lacrosse z hokejem) z mafią z dodatkiem życia studenckiego i homoerotyzmu (im dalej w las tym większy wątek stanowi relacja Neila i Andrew) i jeśli wydaje Wam się, że jest to ciekawy pomysł to bez kitu taki jest. W życiu się nie spotkałam z czymś takim, więc byłam mega zaintrygowana takim konceptem tylko problem pojawił się z przedstawieniem go. Przede wszystkim wbrew temu, co by sugerował opis, w tych książkach fabuła to chaos. Wszystko, co ma miejsce jest związane z Neilem i bierze się wyłącznie z jego obecności i jest konsekwencjami jego zachowań. Osoba Neila jest motorem napędowym całej historii i to było momentami strasznie irytujące, że nic innego się nie działo, a nawet gdy jakaś akcja miała miejsce to i tak była mega randomowa i kończyła się w bardzo dziwne sposoby (przeskoki czasowe, wjazd postaci, która była tylko raz wspominana, scena już kompletnie bez sensu) i niestety jest to ten typ historii w stylu "wsiadaj i nie zadawaj zbędnych pytań ani ogólnie żadnych pytań", bo może lepiej nie wiedzieć. Problematyczna natura tych książek łączy się też z tym, że są to bohaterowie po przejściach (gangi, morderstwa), więc oczywiście, że część z rzeczy, które robią jest problematyczna oraz używają obraźliwych stwierdzeń i przed lekturą widziałam trigger warnings, więc wiedziałam na co się piszę i tak szczerze mam wrażenie, że Nora bardzo zgrabnie to napisała. Jak czytałam to wiadomo myślałam sobie o tym, że ci ludzie to banda szaleńców, ale poniekąd o to chodziło, więc nie narzekam. O dziwo najbardziej problematyczna jest pierwsza część ze względu na strasznie rozkraczone relacje między postaciami m.in. znęcanie się, które w kolejnych częściach ulegają poprawie. 


via

Neil Josten

Neil, och Neil, co ja mam z nim zrobić? Jest to najdziwniejszy protagonista, ale jednocześnie najbardziej realistyczny, z jakim się spotkałam. Od pierwszej strony byłam w stanie uwierzyć, że ma 18 lat, bo zachowuje się dokładnie tak, jak zachowywałby się osiemnastolatek na jego miejscu. Pomimo całego chaosu, który miał miejsce w tych książkach, Neil wydawał mi się sympatyczną postacią i stosunkowo zrozumiałą. Jedna akcja, w której się z nim nie zgadzałam to ignorowanie tych wiadomości, bo wypadałoby, żeby komuś o tym powiedział, ale nawet jeśli się z nim nie zgadzam, to rozumiem jego decyzję i to na pewno dużo dało tym książkom, że czyny Neila są zrozumiałe. Co nie zmienia faktu, że albo ma big brain albo połowę szarej komórki. Jego obsesja z exy była poniekąd najciekawszą częścią tej trylogii, bo gościu jest dosłownie poszukiwany przez ojca, który chce go zabić ORAZ mafię, a i tak koniec końców wybiera exy ryzykując złapaniem i tym wszystkim do czego później częściowo doprowadził, co może nie było mądrą decyzją z jego strony, ale hej! osobiście uważam, że to było godne podziwu i na jego miejscu zrobiłabym to samo. To, że stworzył całą personę Neila Jostena (dla osób, które nie wiedzą, tak naprawdę nazywał się Nathaniel Wesninski, ale koniec końców oficjalnie zmienia nazwisko na Neil Josten) i się kompletnie jej nie trzyma jest tak pięknym posunięciem, komediodramat i katastrofa gwarantowane. Trochę przypominało mi to kreowanie persony Leny Magdosz i nietrzymanie się swoich postanowień.

Czymś, co również mi się spodobało było jego podejście do blizn, bo Neil ma na nie wyrąbane. Często jak bohaterowie narzekają na swoje blizny jest to dla mnie coś, co tworzy przepaść między bohaterem i podejście Neila w stylu "no są sobie, lepsze to niż śmierć", jest bardzo dużym kontrastem z np. podejściem Wade'a w Deadpoolu i jak to czytałam to miałam takie: good for him, bo serio casual podejście do blizn jest zdecydowanie lepsze niż robienie z nich tragedii (to, że je ukrywa, żeby nie zdradzić swojej tożsamości to inna sprawa). Od początku bardzo rzuciło mi się w oczy, jak bohaterowie tak generalnie szanują swoją prywatność (nie biorę teraz pod uwagę problematycznych aspektów). Nikt nie narzuca Neilowi, żeby przebierał się z resztą albo brał z nimi prysznic. Podobnie w przypadku spotkań z panią psycholog, też nie musi nic mówić. Drużyna dowiaduje się co i jak, dlatego że Neil im powiedział. Kolejną kwestią jest to, że Neil jest demiseksualny i przyznam, że moja reakcja to JEZU TAK, bo aseksualni główni bohaterowie, których historia nie dotyczy ich orientacji to wciąż coś, co rzadko widuję i chcę zdecydowanie więcej, ale nieco ubolewam, że nie było to wprost powiedziane w samych książkach, bo jasne jego stwierdzenia, że I don't swing są wyjaśnieniem samym w sobie, ale jakby zostało użyte określenie demiseksualizm, ludzie by przynajmniej nie mieli wątpliwości. Chociaż koniec końców bardzo mi się podobało takie przedstawienie, jakie było.

via

Nicky Hemmick

Teraz serio wchodzimy na problematyczne terytorium, bo nie uwijając w bawełnę, są to problematyczne postacie. W pierwszym tomie mamy pokazane wręcz znęcanie się jednych nad drugimi. Myślę, że dwoma najbardziej problematycznymi postaciami w tym tomie są: Nicky i Andrew. Pierwszym, którego temat chciałabym poruszyć jest Nicky, który najpierw naćpał Neila a następnie go napastował, co jest dużym NIE (bardzo bardzo dużym) i przez to, co dalej spotka Neila, mam wrażenie, że nie została poświęcona uwaga temu wątkowi, bo nigdy do niego nie wracają. Później Nicky jest "sympatyczną" postacią, ale też fakt, że Nicky jest jedyną otwarcie LGBT+ postacią w tym tomie i wyczynia tego typu rzeczy (i rzuca nieodpowiednie teksty, za które mu się dostaje) sprawia, że do samego końca czułam dyskomfort związany z tą postacią. W kolejnych tomach najpierw dowiadujemy się, że ma chłopaka, a potem odwiedza on Nicky'ego i przez to czuję się nawet bardziej niekomfortowo, bo Nicky zdradzał swojego faceta i to jest mega nie w porządku? No chyba, że mają open relationship, ale to nie jest z tego co kojarzę powiedziane w książkach. Chociaż późniejszy wątek homofobicznych rodziców jest okej, nie zmienia on tego, co wydarzyło się w poprzednim tomie.

Andrew Minyard

Jak Nicky'ego mamy z głowy (swoją drogą raz został nazwany Ricky'm i moją reakcją było: kim jest Ricky???), pora na Andrew Minyarda i o rany. Powiem tak, mam wrażenie, że te książki odzwierciedlają stan Andrew pod tym względem, że dopóki Andrew jest na narkotykach/lekach/cokolwiek tam zaszło, są okej, a gdy Andrew jest czysty są serio dobre i mniej problematyczne? Sam Andrew to postać stosunkowo skomplikowana i nawet po przeczytaniu całej trylogii nie byłabym w stanie powiedzieć, kim tak właściwe jest. Generalnie wiemy, iż jest niski, ma dużą wiedzę związaną z popkulturą i jest szalony. Z jednej strony mamy oblicze Andrew, który za każdym razem pyta się Neila o zgodę na całowanie się (wrócimy do tego), a z drugiej wiemy, że Andrew zamordował matkę Aarona, która się nad nim znęcała i wiadomo z punktu widzenia narracji jest to usprawiedliwione, ale nie zmienia to faktu, że jego historia i doświadczenia życiowe są porąbane. Jest on ofiarą gwałtu, systemu i bycia na jakiś dziwnych tabletkach (niby to są antydrepresanty, ale on jest jakiś maniakalny po nich, wiem sama nie wiem, o co z nimi chodziło) i to wyjaśnia wiele z jego zachowań tylko pytanie czy je usprawiedliwia. Trzeba mu oddać, że z czasem mu się poprawia i w trzecim tomie stał się postacią, którą byłam w stanie polubić, bo chociaż wciąż miał ciężki charakter, nie znęcał się nad członkami zespołu i był na takim samym poziomie co reszta w byciu okej.

via

Kevin, Matt, Aaron i Seth

Przyznam się, że Kevin, Matt i Aaron trochę mi się zlali w jedną postać. Setha kojarzę z tego, że przedawkował narkotyki (aka został zamordowany przez Riko), ale mu się należało bo był homofobiczny i wredny, Kevina z tego, że gdzieś się ciągle przewijał i bardziej kojarzę go jako gościa, z obsesją na punkcie exy, któremu Riko złamał rękę niż jako postać samą w sobie, bo generalnie zbyt wiele nie robił opróćz ciągłego trenowania. Teoretycznie jego wątek był jednym z najważniejszych, ale mam wrażenie, że chociaż wątek był fajny, sama postać trzymała się bardzo z boku. Zabrakło mi u niego tego czegoś, ale jego sceny z wywiadami były ciekawe i przejęcie kontroli nad swoim image'm przez zrobienie tatuażu z królową było najs. No i oczywiście to, że trener Wymack był jego ojcem stanowił ciekawy zwrot akcji, sensowny. O Macie (Matcie? Mattcie? help?) nie jestem w stanie zbyt dużo powiedzieć, ale kojarzę go jako sympatyczną postać i najmniej problematycznego członka drużyny, który sobie był i chillował tak generalnie. Aaron natomiast to tak jakby trochę homofobiczny brat bliźniak Andrew (tak szczerze ciężko stwierdzić czy jest homofobiczny czy generalnie chce wkurzać Andrew, bo ich relacja to typowe to skomplikowane) i z nim też są akcje, bo to on zamordował Drake'a, czyli gwałciciela Andrew, więc ciężko jakoś jednoznacznie określić tę postać. Nazwijmy ją wielowymiarową, bo nie chcę wchodzić w szczegóły i nawet nie wiem od czego miałabym zacząć.

Renee, Alisson i Dan

Renee to jest bez kitu najlepsza postać, jest miła, nad nikim się nie znęca, wspiera Andrew i jest spoko w stosunku do Neila. Podoba mi się, że w jej backstory była w gangu i jest chrześcijanką, bo to dopiero połączenie. Jest najstarszym członkiem drużyny i myślę, że to widać po jej zachowaniu, ponieważ trzyma się z daleka od dram (nie licząc sytuacji, gdy chce je przerwać) i wszyscy ją lubią. Jest jedną z tych postaci, które od razu rzuciły mi się w oczy i byłam na 100% przekonana, że jest lesbijką, ale nie jest? Nie pytajcie skąd wzięłam informację, że jest w związku z Allison, ale jak się okazało, że tak nie jest to byłam trochę zawiedziona, nie ukrywam. No właśnie, jak już mowa o Allison to tak szczerze jak na moje mogłoby jej nie być. Szczerze nie ogarniam roli tej postaci, bo niby rodzice się jej wyrzekli, jednak wciąż ma mnóstwo hajsu i wydaje mi się, że gdzieś było wspomniane, że jak rzuci exy to wróci do domu? Nie wiem, nie ogarniałam tej postaci. Sam Neil też do niej podchodził jak pies do jeża, bo przez niego zamordowano jej chłopaka - Setha, więc jako czytelnicy nie spędzamy z nią zbyt wiele czasu. Ostatnim członkiem drużyny jest Dan, czyli liderka całej ekipy i Dan lubiłam. Jej sceny zawsze były fajne i podobało mi się, jak wspierała Neila i dawała mu porady. Odniosłam wrażenie, że bardziej przewijała się gdzieś w tle, ale tak czy siak była sympatyczną, ogarniętą postacią i też jedną z tych mniej problematycznych. Generalnie postacie żeńskie są w tej trylogii mniej problematyczne (z wyjątkami) i dobrze dla nich.

Wymack, Abby, Betsy

Teraz przyszła pora na opiekunów tejże ekipy i zaczniemy tutaj od trenera, bo mnie bawił. Jego podejście było co najmniej na granicy nieprofesjonalnego, ale z drugiej strony Foxes to specyficzna drużyna, więc skoro taki sposób działał, to nie osądzam. Żarty żartami, ale był to jeden z bohaterów, których lubiłam między innymi właśnie za jego teksty i zachowanie wobec drużyny. Podobało mi się, jak bardzo było po nim widać, że widział już tyle rzeczy, że dopóki nie jest naprawdę źle, nie zamierza się mieszać. Abby też była super postacią i trochę żałuję, że nie było jej więcej, bo zawsze była miła. Z Betsy już nie miałam takiego doświadczenia. Nie mówię, że była złą postacią, bo doceniam, że nie zmuszała nikogo do mówienia, ale jakoś tak to jej kakao mnie irytowało. Tak ogólnie to to trio bardzo dobrze się sprawiło w swojej roli i w wielu sprawach się z nimi zgadzałam. Dokładnie takich dorosłych zazwyczaj brakuje mi w fikcji. 

via

Exy

Jak na to, że według zasad dobrze by było, gdyby gracze byli wysocy, drużyny są strasznie niskie XD Nie, ale poważnie, w pewnym momencie Neil wspomina o tej zasadzie, ale Andrew ma 1.5 metra wysokości i jest niższy od swojej rakiety. To nawet nie jest tak, że to Foxes są tacy niscy, bo taki Rico też jest niski. Z tego co widziałam, dużo osób ma problem ze zrozumieniem zasad exy, ale dla mnie nie były jakieś skomplikowane? Może to się wiązać z tym, iż miałam do czynienia z czymś w stylu lacrosse w wersji bardzo uproszczonej (jak mniemam) w liceum, tak samo jak z hokejem, co prawda w takim na sali, ale exy też jest sportem halowym, także może to i nawet lepiej. Mój problem z exy polegał na tym, że nudziły mnie opisy gry. Przykro mi, niestety nie jestem typem sportowca i jak oglądałam Yuri on Ice to też momentami mnie nudziły sceny konkursu. Anime uratowało to, że łyżwiarstwo figurowe jest piękne i lubię je obserwować tak po 5 minut na raz, ale exy już znajdowało się w innej pozycji, bo sama musiałam czytać i wyobrażać sobie tę całą grę i tak szczerze męczyło mnie to i momentami czytałam nieco szybciej niż mój mózg przetwarzał informacje, by jak najszybciej przebrnąć przez te fragmenty, co skończyło się tym, że myślałam, iż Gorilla to kobieta, ale cóż, takie są konsekwencje moich wyborów. Jeśli jednak chodzi o sport sam w sobie, to idea mi się mega podoba. Nie powiem, że grałabym, ponieważ połączenie mnie i i tego mocno uproszczonego lacrosse było największą porażką na boisku (w przeciwieństwie do hokeja na sali - tam jak mi dali kij to świetnie się bawiłam, czyli mamy typowe połączenie sportu, w którym byłam okropna z tym, w którym byłam okej), więc nawet jakbym chciała grać, to bym nie umiała. Rozumiem jednak w 100% fascynację Neila tym sportem i że był gotów zacząć dla niego wojnę z mafią. Bez zawahania wymieniłabym piłkę nożną na exy, bo może wtedy oglądanie meczy nie byłoby tak nudne i jak w trakcie Euro widziałam dosłownie pięć minut meczu, zdążyłam sobie pomyśleć, że exy to to nie jest. Także tego exy is sexy.

Andreil 

Miałam konflikt wewnętrzny jeśli chodzi o ten ship (po pochłonięciu fanfików już nie mam, ale w trakcie czytania miałam). To, że sobie pomonologuje o nim było pewne w momencie, gdy pisałam wstęp, bo nie ukrywam było to tak 75% moich powodów do czytania tych książek. Początkowo ich relacja nie należała do zdrowych, co o tyle miało sens, że w Foxes nie było żadnej zdrowej relacji (nie licząc może Dan i Matta). No i Andrew był wiecznie naćpany albo w tym stanie przed naćpaniem, co nie pomagało w tworzeniu zdrowej relacji. Już o tym wspomniałam, ale powiem jeszcze raz, moja przyjemność z konsumowania tej historii była bezpośrednio związana z tym, jak bardzo Andrew był naćpany. Im mniej naćpany Andrew, tym lepsze książki. I tak jak w pierwszym tomie mieliśmy pokazane początki ich relacji nie należące do najlepszych, na końcu Andrew dał Neilowi klucze, co należało do jednych z uroczych scen. Pamiętam, że jak czytałam drugi tom, zapomniałam, że Neil i Andrew będą potem razem i dopiero mi się przypomniało, jak Neil dobrowolnie udał się do Ravens na tortury, bo Riko zagroził, że zrobi krzywdę Andrew i to było takie Neil jeśli w tej chwili nie wyciągniesz wniosku, że to nie jest tylko bycie lojalnym członkiem drużyny, to nie ręczę za siebie. Ale oczywiście, że Neil Josten nie wyciągnął tego wniosku, bo to Neil, ale to nic, bo akcje jakie dostaliśmy w trzecim tomie były warte czekania. Odnoszę wrażenie, że Nora się musiała wyżyć w trzecim tomie za te dwa pierwsze i szczerze mówiąc pasuje mi taki układ, bo świetnie się bawiłam przy All King's Men. Najlepsze podsumowanie tego tomu to 1/3 exy, 1/3 Andreil i 1/3 mafii w dokładnie tej kolejności, bo Neil Josten to ikona, dla której sport jest ważniejszy od czegokolwiek, co odwala mafia.

Przyznam się, że o dziwo podoba mi się kiedy bohaterowie poświęcają tyle samo uwagi czemuś zwyczajnemu (sport/szkoła), co czemuś katastrofalnemu (koniec świata/mafia) i Neil jest doskonałym przykładem właśnie takiej narracji, że Andrew jest dokładnie tak ważny jak to, że mafia/jego porąbany ojciec ściga Neila. Podobały mi się ich pasywno-agresywne spotkania na dachu i jako, iż wiedziałam, że ich pierwszy pocałunek będzie na dachu miałam typowe: czy już??? za każdym razem. Zanim jednak przejdziemy do tamtej sceny, chciałabym wspomnieć o tej sytuacji w barze, gdzie Andrew wyznał Neilowi swoje uczucia, bo to było najśmieszniejsze wyznanie miłosne jakie widziałam i reakcja Neila to złoto. Każdy domyśliłby się chociażby po rozmowie z Renee, co jest na rzeczy, ale nie on. Neil doznał oświecenia w klubie, gdy Andrew mu wprost powiedział, że by go przeleciał. Generalnie ich relacja w ostatnim tomie to złoto. Ich pierwszy pocałunek mający miejsce, gdy Neil ma atak paniki i reakcja Andrew, że to nie jest dobry pomysł? To jak bardzo Andrew zwraca uwagę na zgodę drugiej strony jednocześnie pasuje do jego postaci biorąc pod uwagę poprzednie doświadczenia i jest czymś, z czym wciąż się rzadko spotykam i jak już na pewno wiecie, nie znoszę pocałunków bez zgody obu stron, wręcz nienawidzę. Musi być consent i koniec kropka.  Wiem, że wcześniej Andrew był bardzo problematyczną postacią, ale w trzecim tomie jest consent king i już się obawiam o moje postrzeganie innych fikcyjnych związków, bo postawił poprzeczkę na wysokości większej od niego samego. Jego "yes or no" za każdym razem i to, że nawet jak Neil mu powiedział, że dla niego to zawsze będzie tak, RANY. Nie musieli zmiatać mnie z planszy bez ostrzeżenia. Jakbym miała omawiać ich każdą scenę, siedzielibyśmy tutaj do jutra, ale ogólnie bardzo mi się podobał ich development i te angsty/soft sceny i w pełni rozumiem obsesję Tumblra na ich punkcie. To, iż skończyłam na czytaniu fanfiction świadczy samo o sobie.

via

Mafia

Wypadałoby, żebym coś wspomniała o wątku mafii, huh. Przyznam, że nieco byłam zawiedziona tym wątkiem, ze względu na to, że widziałam trigger warnings z nim związane i myślałam, że Nora poszła na całość, ale jednak trochę się hamowała, co samo w sobie mi nie przeszkadza i nawet bardziej pasuje do ostatecznego kształtu tej historii, ale wiadomo jak to jest jak się ma oczekiwania. Tak naprawdę wątek mafii gra pierwsze skrzypce w trzech miejscach: gdy Neil udaje się do Ravens, gdy Neil jest torturowany przez Lolę i zastrzelenie Riko. Przez resztę czasu, jest gdzieś w tle, Neil o nim mówi, ale właściwie nic się nie dzieje i najważniejsze i tak jest exy. Finał tego całego wątku z tym, że Riko zostaje zastrzelony na oczach Neila i reakcja Neila sprowadzająca się do: yay, spadam na imprezę całować się z moim chłopakiem to najbardziej randomowe zakończenie, z jakim prawdopodobnie miałam styczność. Jasne, na tym etapie wszyscy dobrze wiemy, jakie są priorytety Neila, ale tak czy siak, gdy to przeczytałam czułam niedosyt, że nie dostaliśmy czegoś więcej. Jeśli zaś chodzi o bohaterów będących po ciemnej stronie mocy, z nazwisk znam może 3. Kojarzę Riko i jego nie lubimy. Riko był irytujący nie pod względem tego, że nie lubiłam jego postaci, tylko zgadzałam się z pomysłami Neila by go dojechać albo się z nim pobić. Z antagonistów był jedynym interesującym i liczyłam, że będzie mieć ciekawsze zakończenie, jakiś upadek, ale przynajmniej martwy będzie niegroźny dla Neila i Kevina, więc chociaż taki pożytek z finałowej sceny. 

Drugą z postaci jest Jean i uważam, że to bardzo wredne z mojej strony, że zarezerwowałam to imię dla Jeana Kirsteina (jeden z moich ulubionych postaci z Attack on Titan obok Hange i tak obejrzałam tylko 3 sezony), ale niestety lajf is brutal i książkowy Jean dobrze o tym wie. Jest jedną z tych okej postaci, które mają przerąbane będąc po tej złej stronie i nawet Neil ma do niego neutralne podejście, bo Jean przynajmniej był do niego miły w Evermore (dzięki Nora za skrzywienie mi całego albumu Taylor Swift, teraz przynajmniej będę pamiętać nazwy obydwóch). Trzecią osobą jest Lola i po pierwsze: nie lubimy jej i po drugie nie wiem czemu, ale jak czytałam na wiki o Neilu i jego tatuażu, myślałam, że Lola go wypaliła na jego prośbę (podobnie do tego, co Jean zrobił), więc jak doszłam do tego rozdziału w książce to pomyślałam sobie ups, Lola jednak nie jest spoko. Lola dała nam myślę, że najbardziej drastyczną scenę (a przynajmniej opis jej tortur była dokładniej opisany niż tortury Riko czy gwałt Drake'a) i przez to myślałam, że to dopiero początek, ale nie to tylko ta jedna scena. Jeśli chodzi o resztę, nie mam pojęcia dlaczego nagle wjechał wujek Neila i zamordował Lolę i ojca Neila ani jak się nazywają co ludzie od Moriyamów, ale ich też nie lubimy tak w razie czego. Tak ogólnie to chciałabym, żeby ten wątek był nieco konkretniej rozpisany, bo nie ukrywam, że gubiłam się połączeniach między tymi ludźmi i brakowało mi więcej scen z nimi związanymi.

Podsumowując

All For The Game to zgodnie z tytułem posta jednocześnie dziwna, ale także fascynująca trylogia. Sam opis tych książek stanowi dowód na to, iż są one połączeniem wątków, które z jednej strony pasują do siebie, ale z drugiej nie widziałam, żeby ktokolwiek po nie sięgał (nie mówię o anime, anime sięgają po wszystko, co zostało stworzone i będzie stworzone i myślę, że wszyscy dobrze wiemy, że nie ma w nich nic nieosiągalnego), więc dla mnie był to pierwszy raz z historią łączącą mafię i sport. Miałam do czynienia z nieheteronormatywnymi historiami ze sportem w roli głównej, ale nigdzie nie była w to wplątana mafia. Podobało mi się, że Nora nie bała się przekazać swojej wizji i walczyła o nią (cała trylogia została wydana przed self-publishing) i nawet jeśli nie zgadzam się z pewnymi zabiegami i problematycznymi treściami, szanuję ją za kawał dobrej roboty jaką wykonała, by podzielić się tymi książkami ze światem. Teraz pytanie czy poleciłabym tę trylogię? Cóż, odpowiedź nie jest taka prosta. Jeśli ktoś chciałby książkę z normalną fabułą, nie jestem pewna. Ale jeśli ktoś chciałby jazdę bez trzymanki? Jak najbardziej!

Wow, wiedziałam, że jeśli usiądę do "recenzji"/"monologowania" o tej trylogii to trochę posiedzę nad tym postem, ale przyznam, iż zawsze jestem zaskoczona tym, jak długie wychodzą niektóre z moich postów. Ubolewam nieco, że nie przeczytałam tych książek wcześniej, bo są stosunkowo stare + fakt, że działy się tak jakoś w roku 2006 jest szokujący. Jeszcze bardziej szokujące jest to, że nie ma nic o całej emo kulturze, ale wiadomo Neila bardziej interesowało exy.

Ciao! ~ Lena

Dzisiejszym utworem posta jest... evermore Taylor Swift ft. Bon Iver.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz