Hej, hej! Dzisiaj przychodzę do Was z recką drugiego sezonu serialu, który co prawda wyszedł jakoś na początku roku, jednak dopiero udało mi się go nadrobić i jak obstawiam, w momencie publikacji tego posta jest już nawet trzeci sezon, ale powoli, dzisiaj o drugim.
Słowo wstępne
Kiedy wstawiłam nie-recenzję pierwszego sezonu, nagle mój blog zaczął zyskiwać wyświetlenia i choć najprawdopodobniej nie było to kwestią tamtej nie-recenzji, ale mimo wszystko czułam się nieco dziwnie powracając do tego serialu i bardzo odkładałam to w czasie. Jednak nie zmienia to faktu, że byłam podekscytowana tym, w jakim kierunku pójdzie i jestem bardzo zadowolona, że udało mi się przełamać i wróciłam do tego jakże specyficznego świata.
Fabuła
MT jest odbiciem lustrzanym, które postanowiło rozpocząć własne życie, co jest niezgodne z panującymi zasadami. Teraz po miesiącach uciekania przed swoimi przełożonymi, MT natrafia na Jesse, znajdującego się w pociągu w celu zmiany postępowania.
Bohaterowie
MT - jak mam być szczera, początkowo nie przekonywała mnie swoim zachowaniem i musiało minąć z pół sezonu, żebym tak naprawdę ją polubiła i zaczęła jej kibicować, ale cieszę się, że mieliśmy tutaj do czynienia z zbuntowaną, wręcz samowystarczalną bohaterką, która był realistyczna.
Jesse - odnoszę wrażenie, że został potraktowany trochę po macoszemu i szkoda, że jako widzowie nie mogliśmy przyjrzeć się bardziej jego charakterowi i motywacji, szczególnie, iż były do tego świetnie podwaliny.
Alan Dracula - zwierzęcy kompanii nie są do końca moją działką i dlatego pewnie mam mieszane uczucia co do tego bohatera, ponieważ z jednej strony miał swoje świetne momenty, ale bardziej pchał fabułę do przodu niż był postacią.
Zalety
Na pewno ostatnie 3 odcinki są świetne i chyba ten serial jest najmocniejszy, gdy zaczyna być mroczny, czerpać inspiracje z horroru i zagłębiać się w negatywne aspekty oraz postaci. Oprócz tego urzekła mnie ropucha i to jakie przesłanie na temat pociągu niesie.
Wady
Nie mam pojęcia dlaczego, ale czuję się jakby ten serial był trochę... pusty. Już w nie-recenzji pierwszego sezonu wspominała, iż czegoś mi brakuje, ale nie mogłam zidentyfikować czego dokładnie. I nadal nie mogę, ale może to jest kwestia tego, że mamy tylko po 10 krótkich odcinków? Ten sezon jest również nieco mniej intrygujący niż poprzedni, szczególnie w pierwszej połowie.
Podsumowując
Drugi sezon Infinity Train służy bardziej jako dokończenie niedomkniętego wątku z pierwszego sezonu. Wciąż mamy tutaj przygodę połączoną z elementami science fiction oraz miejscami horroru, jednak nie ma takiego efektu nowości, jak wcześniej. Biorąc pod uwagę, że daje podwaliny trzeciemu sezonowi i sugeruje o czym będzie, myślę, iż twórcy wykorzystali go jako łącznik między dwoma perspektywami. Nie zmienia to jednak faktu, że stanowi świetny wybór na wolny wieczór i może go oglądać bez znajomości poprzednich odcinków.
Serio ta żaba mnie rozwaliła i mam nadzieję, że jeszcze będzie mieć jakąś małą rolę w kolejnym sezonie.
Ciao! ~ Lena
Dzisiejszym utworem posta jest... Runaway Yeah Yeah Yeahs.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz