piątek, 5 lipca 2019

"The Society" - spoilerowe omówienie sezonu I [SIS]


Hej, hej! Dzisiaj post nieco innego typu. Zazwyczaj po obejrzeniu serialu piszę nie-recenzję i ewentualnie później zaczynam rozczulać się nad tematem i pisać o nim więcej. Jednak tym razem postanowiłam pominąć pisanie nie-recenzji i zamiast tego tworzę (no dobra, w momencie publikacji już stworzyłam XD) spoilerowe omówienie całego sezonu, bo jest tyle wątków, które chcę poruszyć, że nie byłabym w stanie nie spoilerować. 

Na wstępie
Jest parę rzeczy, które chciałabym zaznaczyć na początku zanim zacznę rozkładać ten sezon na części. Po pierwsze siadając do niego musicie wiedzieć, że jest to typowy amerykański serial i w prawdziwym świecie nie sądzę, żeby miał rację bytu. Szczególnie nie w Polsce, z polskimi realiami. Zachowanie bohaterów opierają się głównie na ich uczuciach, w szczególności na miłostkach i seksie. No i imprezach. Oglądając ich postępowanie miałam wrażenie, jakbym oglądała bandę gimnazjalistów, a nie ludzi w wieku 16-18 lat (z czego wydaje mi się, że wszyscy chodzili do tego samego liceum, ale tutaj mogę się mylić), który powinni umieć się dogadać. Po drugie jak zawsze nastolatków grają dwudziestoparolatkowie, ale tym razem mi to nawet nie przeszkadzało, ponieważ widziałam same nowe twarze i przy założeniu, że wszyscy główni bohaterowie mieli 17/18 lat, to nawet pasowali. Po trzecie przygotujcie się mentalnie na to, że każdy odcinek ma godzinę, ale czuć (a przynajmniej ja tak miałam) jakby minęły lata.


Pierwsza połowa sezonu
Zaczyna się źle. Od razu poczułam się jakbym oglądała Riverdale (co ciekawe później bohaterowie porównują się do tego serialu) i jeśli coś przypomina Riverdale to dobrze nie jest. Bohaterowie zachowują się nie naturalnie, nic nie ma sensu i takie tam. Dobrym przykładem może być, jak pojechali na wycieczkę 10-dniową, a gdy dotarli na miejsce okazało się, że jest zamknięcie, więc wrócili i się okazało, że nie było nikogo w mieście i właściwie pierwszym, co zrobili, była impreza w kościele. Że co proszę?? Kto wpadł na ten genialny pomysł, że największym pragnieniem nastolatków jest zrobienie imprezy w kościele? Prawdę mówiąc po pierwszym odcinku czułam się, jakbym właśnie obejrzała największy gniot na świecie, ale z drugiej strony było coś co mnie przyciągało, więc postanowiłam oglądać dalej. I potem się zaczęło robić ciekawie, gdy jedna z bohaterek - Cassandra postanowiła stworzyć jakiś ustrój polityczny i padło na socjalizm. Próby bohaterów w stworzeniu odpowiednich zasad, które zagwarantują im przetrwanie było według mnie najciekawszą częścią całego sezonu i podobało mi się jak kombinowali nad tworzeniem zasad. Właściwie spodziewałam się, że to nie wypali i zabiją Cassandrę, ale jej śmierć w 3. odcinku była dla mnie zaskoczeniem. Spodziewałam się, że wytrzyma tak do 5. może nawet 6., ale nie. W międzyczasie była jeszcze scena, jak grupa chłopaków  bierze udział w bójce (taka improwizowana ustawka) i rozwalają sklep. Miałam takie typowe aha??. Po śmierci Cassandry odbywa się śledztwo i scena aresztowania sprawcy to 10/10 w skali głupoty. Jedna z najlepszych scen w historii kinematografii bez kitu. Następnie toczy się proces, którego wynik jest przesądzony od początku (bo wiadomo, że wszyscy chcą zabić Dewey'ego), więc fajnie się to ogląda jak próbują udawać, iż serio to jest proces.


Druga połowa sezonu
Jakby co, to sezon nie jest podzielony, tylko ja go tak podzieliłam, żeby to bardziej przejrzyście wyglądało, więc w tym segmencie powiem o tym, co wydarzyło się od 6. odcinka, czyli od momentu, kiedy zabili Dewey'ego i tak właściwie zaczął się reżim Allie. No właśnie reżim Allie. To trochę ciężki orzech do zgryzienia, ponieważ mimo, iż zgadzam się z tym, co robiła Allie i z jej pomysłami, sposób w jaki wprowadzała zmiany był dość brutalny i mało demokratyczny. Bo Allie po prostu wbijała na mównicę i mówiła dobra ludziki robimy to, to i to. Ale należy wziąć pod uwagę sytuację, w której znaleźli się bohaterowie i według mnie potrzebowali właśnie porządnego dyktatora, szczególnie na początku. Jednak ciężko mi uwierzyć, że przez 5 miesięcy wszyscy siedzieli cicho i robili, co im kazano, skoro wcześniej się praktycznie kłócili. I następnie mamy dość zabawną akcję, czyli urządzenie Dnia Dziękczynienia. Nie byłoby to nic wielkiego samo w sobie jako wątek, ale to jak są ukazane perspektywy mnie rozbawiło. Pierwsza scena to ludzie zebranie w Kościele świętujący Święto Dziękczynienia, a potem Elle próbującą otruć Campbella, a następnie Sama i Grizza, którzy ciężko stwierdzić, co robią (dosłownie w jednej scenie się całują, a w drugiej leżą jacy półnadzy/nadzy w łóżku, więc ciężko stwierdzić, co robili przez te kilka godzin). Bardzo mi się podobały te zmiany perspektyw. Plan Elle nie wypala, bo przez przypadek prawie zabija pół miasta, ale nikomu nic się nie dzieje koniec końców, ale Campbell się o tym dowiaduje i Elle od niego ucieka i jest to tu, to tam przez 2 odcinki. W międzyczasie Allie organizuje wybory, bo... właściwie nie pamiętam czemu to zrobiła, skoro była dyktatorem. Musze jednak przyznać, że wątek polityczny był bardzo fajnie zrobiony i stanowił 1/4 powodów, dla których oglądałam ten serial (1/4 polityka, 1/4 Bean, 1/4 Helena, 1/4 Sam i Becca a Sam i Grizz) i byłam z niego zadowolona. I cieszę się, że sezon zakończył się tak, jak się zakończył, że Allie i Will zostali internowani (tak jakby), a wyprawa poszukująca miejsca na farmę znalazła łąkę z indykami. No i oczywiście była jeszcze scena z rodzicami, która nic nie wyjaśniła i tylko dała więcej pytań, na które pewnie i tak nie dostaniemy satysfakcjonujących odpowiedzi.


Bohaterowie
Jeszcze nie widziałam serialu, w którym byłoby tak wielu głównych bohaterów i tyle perspektyw. Sprawdziłam na Wikipedii i było 12 głównych bohaterów i 17 drugoplanowych. To mega dużo. Szczególnie, że właściwie każdy z 12 głównych bohaterów ma swoją perspektywę i od czasu do czasu są też perspektywy postaci drugoplanowych. To masakrycznie dużo ludzi do omówienia i szczerze mówiąc oszczędzę sobie rozczulanie się nad nimi i zrobię to szybko.
Allie - mam mieszane uczucia co do niej. Lubiłabym ją bardziej, gdyby nie miała dziwnego crusha na Willu.
Will - niezdecydowany człowiek i dość irytujący. Tak szczerze to większość chłopaków w tym serialu jest irytująca. Will ma zadatki na antagonistę i mam nadzieję, że w przyszłym sezonie się okaże, że to on stał za morderstwem Cassandry.
Cassandra - chcę wiedzieć za co wszyscy ją tak nienawidzą. Naprawdę ci ludzie jej nie znoszą, ale nigdy nie jest wyjaśnione czemu. No i jedni wymawiają jej imię jako Kasandra a inni jako Kessendra czy jakoś tak. Śmiesznie w każdym razie. I co ciekawe nikt nigdy nie używa zdrobnień typu Cass, co jest dziwne.
Helena - Helena na prezydenta.
Harry - taki typowy pseudo bad boy, który wysiada jak ma odrobinę stresu. Nie lubię go, ale podoba mi się jak twórcy potraktowali jego postać, bo wydawać by się mogło, że będzie głównym czarny charakterem a skończył jako ćpun.
Kelly - a Kelly lubię. Początkowo mnie wkurzała, ale z każdym odcinkiem robiła się coraz fajniejsza i teraz jest jedną z najfajniejszych postaci.
Luke - chłopak Heleny, który na początku był spoko i podobało mi się, jak akceptował jej granice, ale pod koniec zrobił się irytujący i już go nie lubię.
Elle - na początku w ogóle nie wiedziałam, że ktoś taki istnieje, ale później się zorientowałam i z jednej strony jest mi jej mega szkoda, ale z drugiej liczę na jakiś mroczny zwrot akcji z jej osobą w roli głównej.
Campbell - taki typowy czarny charakter - psychopata. Nic dodać, nic ująć.
Becca - ta to była biedna z tą ciążą. Ale lubię ją. Jedna z najfajniejszych postaci.
Sam - człowiek-dzik. Udaje biologicznego ojca dziecka Becci, chociaż jest gejem i wie, że to może mu zaszkodzić, ale jest super przyjacielem i potem nawet jak Grizz był na niego zły, to mu nie powiedział i jak Becca mu zaproponowała, że może zrezygnować, to nie chciał. Super postać. 
Gordie - nie miałam pojęcia, że odegra tak ważną rolę, ale lubię jego postać, więc się cieszę.
Grizz - nie zrozumcie mnie źle, Grizz jest spoko i rozumiem dlaczego fani go tak uwielbiają, ale czegoś mi w nim brakuje. Mam nadzieję, że w drugim sezonie dostaniemy więcej Grizza, bo jest ciekawą postacią.
Bean - rany uwielbiam Bean tak bardzo jak Nancy Wheeler, czyli BARDZO. Najbardziej cool postać i przy okazji nerd i dj. Nie mogę uwierzyć, że wygląda na 16/17 lat góra, a aktorka ma 27.
Lexie - rozumiem ją. Jestem ciekawa jak potoczy się jej wątek, bo końcówka sezonu była ciekawa.

I na resztę ludków nie zwracałam uwagi, więc jeśli pominęłam kogoś istotnego, to niestety, zdarza się.


Relacje
Wiem, że długo gadam, wiem. Ale to już ostatni segment. W tej części omówię wybrane przeze mnie relacje między bohaterami (związki/przyjaźnie), które jakoś mnie zainteresowały.
Allie x Will, Will x Kelly, Kelly x Harry i Harry x Allie - przepraszam bardzo, co to było? Czy twórcy scenariusza naprawdę uznali, że główni bohaterowie w kwadracie miłosnym to dobry pomysł? Przecież tu dosłownie jest kwadrat! Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak mnie wnerwiało to niezdecydowanie bohaterów. Will przespał się z Kelly tylko po to, żeby sobie dzień później uświadomić, że kocha Allie, którą odrzucił na początku sezonu? Rany, dlaczego? Czym sobie zasłużyliśmy na ten wątek? Naprawdę liczyłam, że twórcy nie pójdą w tym kierunki i Kelly i Will serio będą razem. I się zawiodłam.
Sam i Becca i Sam x Grizz - już w pierwszym odcinku miałam rozkminę, kto będzie "obowiązkowym gejem" (bo wiecie, jest taki trend, że przynajmniej jeden gej musi być, no musi!) i byłam przekonana, że to będzie Grizz, bo widziałam raz zdjęcie Grizza na Tumblrze, a Tumblr kocha gejów (odmieniłam jako gei i to bardzo dobrze świadczy o moim intelekcie). I jak była scena w kościele i zobaczyłam Sama, to od razu wiedziałam, że będzie gejem i będzie z Grizzem. I następnie sprawdziłam to w internecie i narobiłam sobie spoilerów, ale ha ha miałam rację, więc było warto. Jeśli chodzi o Beccę i Sama, to są moją ulubioną przyjaźnią z całego serialu, bo są serio przyjaciółmi i to widać. To ile czasu razem spędzają i jak ze sobą rozmawiają jest najlepszych dowodem. Jestem ciekawa jak będzie wyglądać ich wspólne wychowywanie dziecka (chcę zobaczyć małą Eden wychowywaną przez Beccę, Sama i Grizza, ślicznie proszę).
Helena x Luke - na początku bardzo mi się podobał ich związek, ponieważ Helena jest 100% badass babką i ją lubię, a Luke też był spoko. Rzadko się spotyka w serialach młodzieżowych, żeby nastolatkowie czekali z seksem do małżeństwa, a tutaj Helena jasno się trzymała tego postanowienia do czasu zaręczyn (biorąc pod uwagę, że nawet nie ma tam księdza, to i tak nie będą mieć takiego całkowicie legitnego małżeństwa, więc ciężko stwierdzić co się liczy, a co nie). Podobała mi się ich dynamika. Ale pod koniec Luke to zepsuł po całości i jestem ciekawa, co się z nimi stanie w drugim sezonie, kiedy prawda wyjdzie na jaw.
Elle x Campbell - od początku miałam złe przeczucia, co do Campbella, ale dałam mu szansę i postanowiłam poczekać jak się rozwinie ich związek, żeby go ocenić i wow to jest masakrycznie toksyczne. Ale podoba mi się, że ta toksyczność została realistycznie ukazana i że w ostatnim odcinku Elle zaczęła przejmować kontrolę. Chcę zobaczyć w kolejnym sezonie jej manipulacje i próby przechytrzenia Campbella.


Dobra, starczy. Omówiłam chyba wszystko, co chciałam i nieco zaszalałam. Już w momencie pisania tytułu wiedziałam, że będzie ostro, ale nie spodziewałam się, iż napiszę aż tyle. Podsumowując czekam na drugi sezon.

Ciao! ~ Lena

Dzisiejszym utworem posta jest... Personal Jesus Mindless Self Indulgence (co prawda w serialu został wykorzystany oryginał Depeche Mode, ale moim zdaniem wersja MSI by bardziej pasowała).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz