piątek, 7 czerwca 2019

Steve vs Jonathan [PSYCHO KĄCIK]


Hej, hej! Jako, że nowy sezon Stranger Things zbliża się wielkimi krokami, postanowiłam poruszyć pewien temat, który co prawda przewijał się na blogu, ale nigdy specjalnie się nim nie zajęłam. Chodzi tu oczywiście o kwestię, która podzieliła wielu fanów, a mianowicie czy Nancy powinna być ze Steve'm czy z Jonathanem. Wspominałam już o tym trójkącie w poście o trójkątach miłosnych, ale dzisiaj chciałabym omówić go od trochę innej strony.

Należę do licznej grupy osób, które nie lubią trójkątów miłosnych. W takim razie dlaczego tworzę drugiego posta związanego z tym tematem? Bo Nancy, Steve i Jonathan mnie śmieszą z dwóch powodów. Po pierwsze zabawne jest to, że wielu fanów nie znosi Nancy (która jest moją ulubioną bohaterką z tego serialu) i uwielbia Steve'a. A po drugie zadaniem trójkątów miłosnych jest sprawienie, żeby widz/czytelnik kibicował jednej stronie albo nawet sam był rozdarty, by jeszcze bardziej rozumieć niezdecydowaną bohaterkę, jednak nie tu. A przynajmniej nie według mnie. Bo wiecie co Wam powiem? Zarówno Steve jak i Jonathan są do kitu.

Może tego nie widać na pierwszy rzut oka, ale ten wątek jest niedopracowany i potraktowany niesprawiedliwie. W pierwszym sezonie mamy punkt widzenia Nancy i Jonathana, ale nie Steve'a. Dlatego gdy Jonathan jest dziwnym stalkerem, jesteśmy to w stanie wytłumaczyć sobie sytuacją rodzinną czy coś, co go nie usprawiedliwia, ale przynajmniej znamy powód takiego zachowania. Co prawda dostajemy punkt widzenia Steve'a w drugim sezonie, ale jak dobrze wiemy, wtedy Steve jest już po przemianie. I w sumie wciąż nam to mało daje, bo widzimy Steve'a tylko trochę w szkole i poza nią, kiedy w sumie nic szczególnego nie robi i jego koledzy mówią, że kiedyś był królem. No super, ale w pierwszym sezonie nie dostaliśmy króla Steve'a, tylko Steve'a spędzającego czas z Nancy i przy Nancy nie był jakiś super cool gościem. Także w kwestii punktu widzenia wypada to słabo.

Kolejną kwestią, którą wypada poruszyć jest zmiana charakteru Steve'a. W drugim sezonie Steve był faworyzowany i został też wyidealizowany. Zrobiono z niego trochę ofiarę rozstania z Nancy, że niby to ona była taka niedobra i z nim tak brzydko zerwała, kiedy on nic złego jej nie zrobił. Ale to nie prawda. Bo na początku widać, że Steve nie wspiera Nancy w jej żałobie i próbie ogarnięcia sytuacji z Barb i próbuje ją przekonać, żeby o tym zapomniała i udawała, że wszystko jest normalnie, kiedy dla niej nie jest. To, że Steve przeszedł przemianę i stał się lepszą osobą, nie znaczy, że to nagle anioł.

Jonathan za to przestał być creepy stalkerem i trochę wyluzował. Chociaż trzeba mu oddać, że drugi sezon znowu dał mu popalić (jak zawsze najbardziej Willowi, ale przy okazji i rodzince się oberwało). Mój problem z Jonathanem polega na tym, że ten chłopak nie ma charakteru. Tak typowo wcale. Bo jakbym miała go opisać, to bym po prostu powiedziała: Taki ziomek, co zdjęcia robi i leci na Nancy i czasami jakąś muzyczkę zapoda. To tak kiepsko stworzona postać, że stwierdzenie, że czekam na jego śmierć to właściwe prawda. Moim zdaniem jest tam bezużyteczny i albo w kolejnym sezonie będzie coś robić, albo niech umiera i tyle. A przede wszystkim niech mu dadzą jakieś cechy charakteru oprócz cichy, spokojny i nieśmiały.

Czyli jak widzicie Nancy od początku miała marny wybór i trochę mi przykro z tego powodu, bo dziewczyna zasługuje na więcej. Steve co prawda znacząco się poprawił, ale nie zmienia to faktu, że chłopakiem był tragicznym. Jonathan natomiast jest postacią tak nijaką, że mam wrażenie, że Nancy się przy nim marnuje.

I na tym koniec mojego wywodu. Nie mogę się doczekać trzeciego sezonu!

Ciao! ~ Lena

Dzisiejszym utworem posta jest... Twilight Oneus.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz