piątek, 24 stycznia 2020

Halsey "Manic" [MUZYKA]


Hej, hej! Dzisiaj pora na recenzję albumu, na który czekałam z niecierpliwością i pewnie napisałabym recenzję tego samego dnia, w którym wyszedł, gdyby nie studniówka. Ale nawet to nie przeszkodziło mi w przesłuchaniu go dobre 3 razy.

Jako, że jeszcze nie pojawiła się recenzja żadnego z poprzednich albumów Halsey przybliżę nieco jej osobę. Jest 25-letnią wokalistką, która jest znana z przeboju Without Me (który znajduje się na tej płycie) oraz feministycznych poglądów. Manic jest jej trzecim albumem, po Badlands (które jest jest cudowne) i Hopeless Fountain Kingdom (Które jest już mniej cudowne) i muszę przyznać, że niezależnie od tego czy mi się podobają czy nie, jej albumy zawsze mają wyjątkowy klimat.

Graveyard

Ashley jest bardzo dobrym początkiem, szczególnie intro samo w sobie. Za pierwszym przesłuchaniem miałam co do tej piosenki mieszane uczucia, ale po przesłuchaniu całości uważam, że bardzo dobrze ukazuje klimat tego albumu. Nawet nie mam pojęcia, ile razu słuchałam tej piosenki, ale Clementine to zdecydowanie jeden z moich ulubionych utworów Halsey i znalazł się nawet na mojej liście najczęściej słuchanych piosenek 2k19 (która nie była tak do końca prawdziwa, ale cii), bo naprawdę wciąż do niego wracam. Zacznijmy od tego, że Graveyard ma cudowne MV (i ten moment, gdy Halsey bierze oddech). Chociaż podobał mi się już od pierwszego przesłuchania, to dopiero po paru miesiącach wpadłam w obsesję na punkcie tej piosenki i teraz jest jedną z moich ulubionych. W życiu bym nie pomyślała, że potrzebuję Halsey w wersji country, ale You Should Be Sad udowodniło mi, iż to było dokładnie to, czego mi było trzeba. Tekst jest bardzo smutny i pokazuje uczucia Halsey po byciu zdradzoną. I jeszcze te przerywniki w postaci gitary elektrycznej, cudeńko. Forever (Is A Long Time) ma niesamowity przed-refren, który brzmi cudownie z tymi nutkami w tle. Kojarzy mi się nieco z musicalami, natomiast pianino z fletem przypomina mi albo Undertale, albo soundtrack z jakiegoś filmu. Zakończenie zaś pasowałoby do horroru.

 You Should Be Sad

Dominic's Interlude bardzo przypomina mi utwory Fun.. Podoba mi się, że nawiązuje do poprzedniego utworu i jest moim ulubionym interlude z tego albumu. I Hate Everybody ma cudowny refren i to jak się robi coraz mocniejszy, bo dochodzą instrumenty. Ten kawałek pasowałby do jakiegoś serialu i tylko czekam aż się gdzieś pojawi. 3 AM ma super dźwięk na początku, dzięki czemu przejście do zwrotki jest agresywne. Gdybym nie wiedziała, że ten album wyszedł tydzień temu, pomyślałabym, że jest to piosenka z wczesnych lat 2000.. Without Me jakoś nigdy nie porwało mnie tak jak wiele osób. Jest fajne, ale dość takie typowe, chociaż pasuje do tego albumu. Finally // Beautiful Stranger to piosenka w 100% akustyczna i bardzo mi się podoba Halsey w wersji akustycznej, a raczej nie jestem fanką wolniejszych kawałków, więc to świadczy o tym, że ten utwór jest naprawdę dobry. Do Alanis' Interlude mam mieszane uczucia, bo z jednej strony brzmi fajnie i ma przesłanie, ale z drugiej średnio podoba mi się głos Alanis Morissette, więc spośród wszystkich piosenek z tego albumu ta i Still Learning najmniej przypadły mi do gustu. Killing Boys od razu trafiło na listę moich ulubionych piosenek. Ten wstęp z Jennifer's Body jest piękny i piosenka sama w sobie też jest cudowna. Podoba mi się instrumental i styl śpiewania Halsey połączony z efektami. 

 Forever (Is a Long Time)

Suga's Interlude nie wzbudziło u mnie takich emocji, jak u innych osób, które słuchały tej piosenki, co może być związane z tym, że rap rzadko wywołuje u mnie jakieś większe emocje. Muszę jednak przyznać, że piosenka sama w sobie brzmi super. More jest z tego, co kojarzę ulubioną piosenką Halsey z tego albumu i nie dziwi mnie to, bo jest to przyjemny i stosunkowo spokojny kawałek. Dodatkowo uroku dodają mu dźwięki w tle i dzięki nim brzmi momentami nieco jak kołysanka. Jak już wcześniej wspomniałam Still Learning nie należy do moich ulubionych kawałków z tego albumu, ponieważ czegoś mi w nim brakuje i moim zdaniem jest nieco bez wyrazu. 929 jest z jednej strony śmieszne ze względu na zastosowane nagrania na początku i na końcu, ale tekst jest tak smutny, że masakra. Przypomina mi feministyczne manifesty w formie wierszy, które Halsey napisała parę razy. Moim zdaniem był to idealny sposób na zakończenie tego albumu, biorąc pod uwagę, iż w całości był niezwykle personalny.

Killing Boys

Manic jest bez wątpienia jednym z najlepszych albumów, z jakimi miałam do czynienia. Łączy w sobie tyle gatunków muzycznych, że ciężko je zliczyć i dzięki temu album ten jest niezwykle klimatyczny i poniekąd tworzy nawet swój własny koncept rozliczenia się z przeszłością i zmierzenia się Halsey z samą sobą. Sam tytuł nawiązuje do jej choroby dwubiegunowej i uważam, że to był ciekawy pomysł - stworzyć album oparty na jej własnych przeżyciach i uczuciach zainspirowany stanami spowodowanymi przez jej chorobę. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie kontynuować iście w tym kierunku, bo tym razem wyszło jej to wspaniale i nie jestem pewna czy ktokolwiek będzie w stanie przebić ten album.

Co prawda ubolewam, że Nightmare nie znalazło się na tej płycie, bo to również jedna z moich ulubionych piosenek autorstwa Halsey, ale może w przyszłości wróci do tego konceptu chociażby w postaci mini-albumu, bo brzmi absolutnie cudownie w bardziej punkowym stylu.

Ciao! ~ Lena

Dzisiejszym utworem posta jest... 929.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz