Dzieńdoberek! Ostatnio wspomniałam już o moim pomyśle co do Sherlocka. Dla przypomnienia: planuję stworzyć taki jakby cykl nie-recenzji odcinków tego serialu. Jak już poprzednim razem mówiłam zamierzam napisać ich jedenaście (czyli jeden odcinek = jedna nie recenzja + pilot i odcinek siedmiominutowy). Nie wiem czy to dużo, czy mało, ale w każdym razie chciałabym wyrobić się do premiery czwartego sezonu, która jest w styczniu *-* Dzisiaj na tapetę idzie odcinek pierwszy, czyli Studium w różu!
Słowniczek
W tym poście pojawi się parę słów, które według mnie wymagają wyjaśniania, ponieważ są specyficzne i tak właściwie ciężko o jedną definicję ^^
fandom - społeczność fanów. Ja akurat znam się trochę na fandomach internetowych, więc mogę powiedzieć jak to wygląda w internecie, jednak przyznaję się, że nie mam zielonego pojęcia jak to funkcjonuje w świecie realnym. Członek fandomu w internecie przeważnie ma konto na Facebooku, Twitterze lub Tumblrze i na bieżąco śledzi, komentuje itp. wydarzenia z danego fandomu.
shipping (więcej tutaj: link i link2, sorry za angielski) - jest to jakby forma kibicowania dwóm postaciom. Nie musi być kanoniczny. Wyjaśnię może na przykładzie Harry'ego Pottera, bo najprościej ;D Harry Potter x Ginny Weasley to ship. Harry Potter x Hermiona Granger to też ship. Harry Potter x Draco Malfoy to również ship. Tak właściwie to można shippować każdego z każdym.
Chyba kiedyś zrobię jakiś post o fandomach, shipach, pairingach i innych ;D
Słowo wstępne
O serialu słyszałam, ale tak jakoś nie ciągnęło mnie do niego. Obejrzałam raptem trzy odcinki i tak jakoś czułam, że to nie to. Dałam sobie czas. Ponad pół roku tak dokładniej i pewnego letniego dnia podjęłam spontaniczną decyzję - oglądam Sherlocka. To może zabrzmieć śmiesznie, bo przecież wcześniej nie chciałam, ale cóż, fandom robi swoje. A muszę przyznać, że fandom tego serialu to chyba najlepszy z jakim się spotkałam. To co robią Ci ludzie jest niesamowite! Po obejrzeniu pierwszych kilku minut pierwszego odcinka już wiedziałam, że to jest to. No, i tak się w sumie zaczęło. Później było już tylko ciekawiej...
Odcinek pierwszy opowiada w zasadzie o tym jak genialny detektyw Sherlock Holmes poznał doktora wojskowego Johna Watsona. Zaczyna się od koszmaru Watsona, więc niech Was nie zmylą początkowe sceny. Tak naprawdę akcja rozpoczyna się dopiero po intrze. Wtedy też zostajemy wprowadzeni w sytuację: cztery osoby popełniły samobójstwa przez wzięcie tej samej trucizny. Następnie możemy przyjrzeć się wywiadowi udzielanemu Gregowi Lestrade'owi i Sally Donovan. W między czasie John spotyka kolegę - Mike'a Stamforda i tak sobie rozmawiają. A później do akcji wkracza Sherlock Holmes. I będzie to mniej więcej dziewiąta minuta, więc nie ma zbędnego przedłużania. Ogólnie akcja pędzi (choć są tez odcinki, gdzie dzieje się więcej, ale pamiętajmy, iż ten jest pierwszy, a nie można od początku przesadzić z akcją) i ja zupełnie nie czułam upływu czasu.
Bohaterowie
To na początek nasz tytułowy bohater - Sherlock Holmes. Gdy widziałam go po raz pierwszy, miałam mieszane uczucia co do niego. Kojarzyłam go z innych odcinków, ale tak jakoś mnie nie przekonywał, ponieważ był mówiąc delikatnie chamem. Dopiero, kiedy wydedukował Johna opadła mi szczęka i moja opinia o im uległa zmianie (czyli gwoli ścisłości po pierwszych trzech minutach Sherlocka na ekranie). Tyle dowiadujemy się o nim w pierwszym odcinku: chamski geniusz. I jeszcze socjopata o czym lubi przypominać.
Przejdę teraz do Johna Watsona, który również wzbudza mieszane uczucia, jednak nic dziwnego, bo z jednej strony jest raczej miły, ale z drugiej potrafi być wredny. I tak w sumie cały odcinek, chociaż oczywiście pokazuje również inne swoje cechy typu odwaga, pewność siebie i zdecydowany problem z kontaktami między ludzkimi. W sumie tylko tyle mogę powiedzieć, aby nie zdradzić treści odcinka.
Kolejną postacią, która mnie osobiście zainteresowała jest Molly, czyli osoba jednocześnie słodka i niebezpieczna. Dlaczego niebezpieczna? Cóż, po niej widać, że zna się na trupach i wie co i jak. A jej zadurzenie w Sherlocku widocznej jak na dłoni mnie śmieszyło.
Oprócz tej trójki poznajemy również takie postaci jak Lestrade, Anderson czy Donovan. Są oni bohaterami drugoplanowymi tego odcinka, choć na pewno ważne. Greg Lestrade to na pierwszy rzut oka przykład gliniarza-niezdary, choć z biegiem odcinków dowiadujemy się więcej. Phillip Anderson to przykład kretyna, który nie wzbudza sympatii i jest takim mini-wrogiem Sherlocka. A Sally Donovan miała jedną ważną kwestię i jest chyba najbardziej nielubianą postacią w fandomie (takie wrażenie odniosłam).
Ponadto pojawia się również arcy-wróg Sherlocka, lecz nie chcę tutaj zdradzać jego tożsamości. Proponuję abyście sami ja odkryli.
Zalety
Fabuła odcinka jest wciągająca i gdy akcja się rozpocznie to już się dzieje. Bohaterowie są interesujący i odgrywają naprawdę dużą rolę. Wierzcie mi na słowo: tu nic nie dzieje się przypadkiem. To taka rada na przyszłość. Według mnie zagadka była świetna na początek. Muszę tutaj wspomnieć o aktorach wcielających się w bohaterów, ponieważ to między innymi dzięki nim serial jest tak cudowny. Sama oprawa graficzna również jest na bardzo wysokim poziomie. Już nawet nie wspomnę o sarkastycznym poczuciu humoru Holmesa i tekstach, które uwielbiam.
Wady
Wada, wada... Za długi wstęp, który trwa 10 minut. Wybaczcie, jestem fanką i ciężko mi znaleźć jakieś wady.
Podsumowując
Studium w różu to bardzo dobry wstęp. Przedstawia nam bohaterów i otwiera wiele ciekawych wątków. Nie jest tylko adaptacją pierwowzoru, lecz przenosi ja na zupełnie inny wymiar - współczesny. Sherlock z telefonem, wiadomości unoszące się wokół bohaterów, prowadzenie bloga przez Watsona. To wszystko jest czymś zupełnie innym. Zdecydowanie polecam!
Na koniec chciałabym jeszcze rzucić dosłownie kilka słów na temat Johnlocka (Sherlock Holmes x John Watson) oraz Sherlolly (Sherlock Holmes x Molly Hooper). Otóż nie będę poruszać tematu shipów w nie-recenzjach, ponieważ to zajęłoby po prostu zbyt dużo miejsca. Może zrobię kiedyś o tym cały post, ale sama na razie nie wiem :D
Pozdrawiam
LM
PS. Tak, LM wzięło się od SH.
PPS. Nie-recenzja Magnusa Chase'a przełożona z powodu Balladyny (nie-recenzja w weekend).
Oprócz tej trójki poznajemy również takie postaci jak Lestrade, Anderson czy Donovan. Są oni bohaterami drugoplanowymi tego odcinka, choć na pewno ważne. Greg Lestrade to na pierwszy rzut oka przykład gliniarza-niezdary, choć z biegiem odcinków dowiadujemy się więcej. Phillip Anderson to przykład kretyna, który nie wzbudza sympatii i jest takim mini-wrogiem Sherlocka. A Sally Donovan miała jedną ważną kwestię i jest chyba najbardziej nielubianą postacią w fandomie (takie wrażenie odniosłam).
Ponadto pojawia się również arcy-wróg Sherlocka, lecz nie chcę tutaj zdradzać jego tożsamości. Proponuję abyście sami ja odkryli.
Zalety
Fabuła odcinka jest wciągająca i gdy akcja się rozpocznie to już się dzieje. Bohaterowie są interesujący i odgrywają naprawdę dużą rolę. Wierzcie mi na słowo: tu nic nie dzieje się przypadkiem. To taka rada na przyszłość. Według mnie zagadka była świetna na początek. Muszę tutaj wspomnieć o aktorach wcielających się w bohaterów, ponieważ to między innymi dzięki nim serial jest tak cudowny. Sama oprawa graficzna również jest na bardzo wysokim poziomie. Już nawet nie wspomnę o sarkastycznym poczuciu humoru Holmesa i tekstach, które uwielbiam.
Wady
Wada, wada... Za długi wstęp, który trwa 10 minut. Wybaczcie, jestem fanką i ciężko mi znaleźć jakieś wady.
Podsumowując
Studium w różu to bardzo dobry wstęp. Przedstawia nam bohaterów i otwiera wiele ciekawych wątków. Nie jest tylko adaptacją pierwowzoru, lecz przenosi ja na zupełnie inny wymiar - współczesny. Sherlock z telefonem, wiadomości unoszące się wokół bohaterów, prowadzenie bloga przez Watsona. To wszystko jest czymś zupełnie innym. Zdecydowanie polecam!
Na koniec chciałabym jeszcze rzucić dosłownie kilka słów na temat Johnlocka (Sherlock Holmes x John Watson) oraz Sherlolly (Sherlock Holmes x Molly Hooper). Otóż nie będę poruszać tematu shipów w nie-recenzjach, ponieważ to zajęłoby po prostu zbyt dużo miejsca. Może zrobię kiedyś o tym cały post, ale sama na razie nie wiem :D
Pozdrawiam
LM
PS. Tak, LM wzięło się od SH.
PPS. Nie-recenzja Magnusa Chase'a przełożona z powodu Balladyny (nie-recenzja w weekend).
Johnlock for lifeeee ♡XD Genialny post :)
OdpowiedzUsuńDzięki ^^ I tak, Johnlock jest genialny <3
Usuń