piątek, 3 maja 2019

K.Flay "Every Where Is Some Where" - Tak brzmi perfekcja [MUZYKA]

 via

Hej, hej! Na dzisiaj przygotowałam reckę albumy, którego nie miałam w planie recenzować, ale doszłam do wniosku, że jednak to zrobię, bo czemu nie. Na blogu już o nim wspominałam, więc dzisiejsza recenzja to tylko podkreślenie faktu, jak bardzo go uwielbiam.

K.Flay to amerykańska wokalistka, która według Wikipedii jest określana jako alternatywna, ale teraz to wszyscy są alternatywni, także no. Wydała 2 albumy i za ten drugi była nominowana do Grammy (plus za najlepszą piosenkę rockową). Teoretycznie ten album to electro pop-rock i w sumie zgadzam się z tym określeniem (choć raz).

Hollywood Forever

Zaczynamy Dreamers, czyli hymnem dla marzycieli, a przynajmniej taki jest adresat według tekstu, ale moim zdaniem to bardziej refleksja Flaherty nad swoim życiem. Giver to piosenka o próbie stania się lepszym człowiekiem i niepewności z tym związanej oraz napotkanym trudnościom. Bridge jest moim ulubionym fragmentem. Dzięki Bojackowi Horsemanowi i Blood In A Cut poznałam K.Flay, za co jestem baaaardzo wdzięczna. Nawet mam cytacik powieszony w szafce, a to jest swego typu wyróżnienie. Z Champagne przez długi czas miałam problem, bo nie lubię rapsów, ale sposób w jaki przyspiesza i początkowo ma tylko rytm, a potem dochodzą inne instrumenty i cały czas pędzi, bierze oddech, krzyk, tak zdecydowanie lubię ten styl. High Enough było w Riverdale, ale jeśli myślicie, że skojarzyłam te dwa ze sobą, to błąd, bo nie i dopiero po kilku dniach słuchania tego albumu zczaiłam to i szczerze muszę przyznać, że pasowało do odcinka, w którym zostało użyte (bo było o narkotykach). Black Wave jest najbardziej agresywnym utworem z tej płyty za względu na ostrą melodię i tekst, a także krzyki, które szczególnie dobrze wypadają w końcówce. Zdecydowanie tworzą klimat. Mean It zagłębia się jeszcze bardziej w życie Falherty i myślę, że jest najbardziej osobistym kawałkiem z tej płytki. W Hollywood Forever wyjątkowo podoba mi się refren i to whoa czy jakkolwiek to się zapisuje. Niby brzmi zwyczajnie, ale z jakiegoś powodu to jeden z moich ulubionych kawałków z tej płytki. Wbrew tytułowi The President Has A Sex Tape to odniesie do sytuacji panującej na świecie, która jest przysłoniona przez skandale. Zdanie Easy to smaile when you're pointing a gun? jest mega trafne. To uh uh w It's Just a Lot brzmi cudnie, w sumie całe brzmi cudnie, więc ten tego. Podoba mi się końcówka, sama nie wiem czemu. You Felt Right to jedna z tych piosenek, kiedy zastanawiam się kto skrzywdził autora, bo brzmią na inspirowane rzeczywistością i są wyjątkowo sprecyzowane w historii, jaka opowiadają. Slow March jest sprytną grą słów zarówno w tytule, jak w zwrotkach, gdzie pojawiają się nazwiązania do pór roku i tak dalej, jak i wspaniałym zamknięciem tej płyty.

It's Just A Lot

Every Where Is Some Where to jeden z moich ulubionych albumów ever, ponieważ nieczęsto mi się zdarza, żebym uwielbiała każdą piosenkę. Pod względem brzmienia określiłabym go jako dość surowy, bo agresywny bas i te sprawy, dlatego ma wyjątkowy klimat, z jakim się jeszcze nie spotkałam. Dzięki temu wyróżnia się spośród innych rzeczy, które słucham. Ponadto osobiście traktuję go jako taki motywacyjny album, który zawsze pobudza mnie do działania. Oprócz tego uwielbiam tekst, ponieważ nie tylko mogę go z łatwością śpiewać, ale też jest bardzo aktualny i prawdziwy, dzięki czemu łatwo się z nim utożsamiać (przynajmniej dla mnie).


I w ten sposób dotrwaliście do końca mojej improwizowanej recenzji. Szczerze ciężko było mi wybrać piosenki do zobrazowania tego albumu, więc wzięłam dość randomowe, ale na serio warto przesłuchać cały i to w kolejności.

Ciao! ~ Lena

Dzisiejszym utworem posta jest... Slow March.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz