piątek, 18 maja 2018

Hity popkultury, których nie znoszę [POZOSTAŁE]


Hej, hej! Tytuł może brzmieć nieco niedokładnie. Dlatego już wyjaśniam. Myślałam sobie ostatnio o popkulturze i zaczęłam porównywać moje opinie z tymi, z którymi spotykam się na co dzień. Dlatego postanowiłam stworzyć listę rzeczy, które są ogólnie bardzo lubiane w społeczeństwie, jednak mnie przyprawiają o irytację. Ostrzegam, nie będę się cackać.

1. Shape of You
Ten utwór Eda Sheerana zasłużył sobie na otwieranie tej listy. Bowiem nigdy jeszcze nie nienawidziłam czegoś bardziej niż tej durnej piosenki granej wszędzie i w kółko. I tak, dokładnie sprawdziłam tekst, żeby się upewnić czy na pewno jest tak do kitu, jak mi się wydawało. I jest. Kiedy pierwszy raz go usłyszałam, pomyślałam sobie: Co to jest za badziewie?. Byłam bardzo zaskoczona, gdy usłyszałam, że ten utwór jest hitem. W przeciągu roku moje życie zmieniło się kompletnie, jednak wciąż darzę ten utwór nienawiścią i prawdopodobnie nie przestanę. Moim zdaniem jest on uprzedmiotowieniem miłości i sprowadzeniem jej do wymiaru stricte seksualnego. Może jest to tylko kwestia mojego podejścia, ale piosenka ta jest dla mnie pusta. A i tak pewnie nie miałabym z nią aż takiego problemu, gdyby nie brzmiała tak okropnie.


2. Alicja w Krainie Zombie
Motyw tej książki na moich blogach przewija się na nich praktycznie od zawsze. Miałam dość duże oczekiwania do tej serii, szczególnie, że miała bardzo dobre opinie. Niestety Alicja byłą najgłupszą i najbardziej bezużyteczną bohaterką, z którą miałam do czynienia. Irytowała mnie do tego stopnia, że porzuciłam czytanie tej serii w połowie drugiego tomu, bo już nie mogłam wytrzymać. Może nie jest to jakiś hit (bo jeszcze filmu na jego podstawie nie nakręcono), ale czytam o niej dość często i zawsze sobie przypominam jak to się wkurzałam podczas czytania. Ubolewam, że tak duży potencjał został tak zmarnowany na rzecz beznadziejnego romansu, który od początku mnie wkurzał. Nie dość, że nie lubiłam głównej bohaterki, to jeszcze jej ukochany mnie irytował. Nawet nie pamiętam jak miał na imię, co idealnie świadczy o tym jak bardzo mnie nie obchodził.


3. Riverdale
O tym serialu pisałam na blogu trzy razy,  czego dwa były istotne. I możecie się zdziwić, bo za pierwszym razem były to pozytywne słowa pełne nadziei (sezon I), a za drugim zjechałam ten serial od góry do dołu (sezon II cz.1). Niestety dawno nie spotkałam się z sytuacją, że coś fajnego zostało tak spartaczone. Ja nie wiem co się wydarzyło, ale drugi sezon zszedł na psy i już nawet nie oglądam jego drugiej części. Stał się on uosobieniem tego, czego nie znoszę serialach i książkach młodzieżowych. Prym wiodły przesadnie rozgałęzione wątki miłosne w stylu wszyscy ze wszystkimi. Brakowało logiki i wszystko działo się kompletnie bez sensu. Wprowadzony został wątek gangów, który moim zdaniem doszczętnie zniszczył ten serial. Każda z postaci zachowywała się, jakby nagle postradała zmysły i przestała trzeźwo myśleć. Ja nie wiem, jak można było tak zniszczyć tę produkcję i zrobić z niej typową teen dramę. Czasami czytam sobie co tam słychać w życiu iście fanfikowych bohaterów i chyba źle się im wiedzie, bo wszystko co dotychczas przeczytałam było bez sensu.


I tak oto doszliśmy do końca mojej krótkiej listy pełnej zawodu i złości. Jednakże gdyby była dłuższa, to mogłabym niechcący wysadzić żarówkę (niczym Eleven) ze wściekłości. Mam nadzieję, że nie tyle się podobała, co że nie dostanę za nią za dużo hejtu :D

Ciao! ~ Lena

Dzisiejszym utworem posta jest... Henrietta The Fratellis.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz