środa, 21 lutego 2018

Filmy, o których nie pisałam [FILMY]


Hej, hej! Jak wiecie mój czas jest ograniczony, jak każdego. Na blogu najbardziej się obrywa za to filmom, o o których nie mam czasu pisać. Albo po prostu nie mogę się zabrać. Albo mi się nie chce. Albo nie widzę sensu. w każdym razie dzisiaj postanowiłam zebrać kilka i się wreszcie na ich temat wypowiedzieć.


1. The Room
Johnny to cud mężczyzna, jednak jego żona zdradza go z jego najlepszym przyjacielem.
Klasyk ten obejrzałam w styczniu i było to... doświadczenie. Dużą rolę odegrała pewnie tajemnicza otoczka całej produkcji i samego Tommy'ego Wiseau. Moje odczucia były zróżnicowane. Wiele dialogów i scen rozbawiło mnie, ponieważ były one wręcz niezręczne do oglądania. Takie dziwne i nienaturalne. Wadą tego filmu jest według mnie to, że momentami się nudziłam, a akcja była wolna. Pojawiło się też mnóstwo scen nie potrzebnych, które po prostu przewijałam. Myślę, że warto obejrzeć go sobie, chociażby po to, by rozumieć skąd tak mieszane opinie w stosunku do niego.

via


2. Paradoks Cloverfield
Na skutek próby uzyskania nowej energii odnawialnej grupa astronautów zakłóca czasoprzestrzeń.
Z reguły omijam filmy science-fiction szerokim łukiem. Książki i seriale też. A to dla tego, że gatunek ten zwyczajnie mnie nudzi. Jednak o tym filmie słyszałam swego czasu bardzo dużo, więc postanowiłam sprawdzić na własnej skórze jaki jest. Odrobinę się nudziłam, jednak nie tak często jak zazwyczaj w przypadku tego gatunku. Fabułę miał dość prostą i do bólu przewidywalną. Najbardziej podobała mi się ostatnia scena. Były też scenki bardziej zabawne niż poważne (bo zawsze się musi trafić bohater śmieszek). Niestety pojawiało się sporo błędów logicznych i to w dużej mierze psuło oglądanie. Ale nie było źle.

via


3. Doktor Strange
Egoistyczny doktor przez wypadek traci władzę w rękach i odkrywa istnienie magii.
Ten film wyglądał pięknie. Efekty graficzne były niesamowite: ruszające się budynki, gra kolorami. Zdecydowanie największa zalety. Ja do fanów kina o superbohaterach nie należę, bo pod koniec filmu się robię znudzona, ale Strange'a postanowiłam obejrzeć dla Benedicta Cumberbatcha i było warto. Ja bardzo lubię wątki z magią, więc nawet mi się podobało. Ogarniałam też co się dzieje na ekranie (bo w przypadku takich Avengers nie miałam pojęcia o co chodzi). Sama fabuła nie była skomplikowana i może nawet i lepiej, bo wszystko było jasne.

via


4.Vaiana: Skarb Oceanu
Nastoletnia Vaiana będąca córką wodza plemienia wyrusza na wyprawę mającą na celu uratowanie wyspy.
Kocham animacje. Ta była absolutnie cudowna. Podobało mi się w niej wszystko od bohaterów do soundtracku. Od razu mówię, że oglądałam w wersji z napisami, a nie dubbingiem, ale mogę się założyć, że wersja z dubbingiem jest zdecydowanie uboższa, bo dużo humoru działało w języku angielskim, ale w polskim już nie. Uwielbiam filmy o poszukiwaniu siebie i opowieść o Vaianie świetnie wpasowała się do nich. Nie zabrakło także poruszenia poważniejszego tematu, czyli feminizmu, który był świetnie przedstawiony. I ten film miał chyba najlepszy soundtrack ze wszystkich filmów Disney'a. A graficznie to to już w ogóle cudeńko.

via


5. Megamocny
Superzłoczyńca pokonuje superbohatera Metro Mana i zaczyna tęsknić za dawnymi czasami.
Kolejna animacja. Tym razem nastawiona stricte na komedię. Podobała mi się konstrukcja historii, która była lekka i jednocześnie klimatyczna. Szczególnie na pochwałę zasługuje soundtrack, bo dobór utworów był świetny (chociażby takie Highway to Hell) i zdecydowanie stanowił jeden z mocniejszych punktów. Również humor stał na poziomie i żarty rzeczywiście mnie śmieszyły, a przynajmniej w angielskiej wersji (bo jak zwykle oglądałam z napisami). Sama historia do bólu przewidywalna, jednak nie przeszkadzało mi to podczas oglądania.

via


6. Gra Tajemnic
Genialny Alan Turing wraz z grupą współpracowników próbuje złamać kod enigmy.
 Nie będę ukrywać, włączyłam sobie ten film głównie dla Benedicta Cumberbatcha. Jednak podczas oglądania bardziej zwracałam uwagę na akcję niż na Bena. Historię Turinga znałam już wcześniej, dlatego film mnie nie zaskoczył. Mimo to dobrze mi się go oglądało i był ciekawy. Myślę, że jak ktoś na wie kim był ten geniusz, to po obejrzeniu tej produkcji przynajmniej część jego pytań dostanie swoje odpowiedzi. Podobała mi się konstrukcja składająca się z przeplatanych fragmentów z czasów szkoły, kombinowania nad szyfrem enigmy i tych "współczesny", czyli roku 1958. Nadawało to opowieści większą głębię i lepszą atmosferę.

via


I to wszystko co przygotowałam na dzisiaj! Mam takie dziwne przeczucie, że ta forma pisania o filmach będzie się pojawiała częściej zamiast nie-recenzji każdej produkcji z osobna.

Ciao! ~ Lena

Dzisiejszym utworem posta jest... Come On Eileen Dexys Midnight Runners.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz