piątek, 11 stycznia 2019

Black Mirror: Bandersnatch - Ciekawe jednorazowe doświadczenie [SIS]


Hej, hej! Myślę, że emocje już opadły i sama też na spokojnie ogarnęłam nowy twór Netflixa, jakim jest Bandersnatch, czyli film interaktywny, w przypadku którego widz podejmuje decyzje za bohatera. Na samym końcu posta opowiem o moich decyzjach.

Słowo wstępne
Fanką Black Mirror jestem już od jakiegoś czasu, ale informacja o tym filmie interaktywnym jakoś mi umknęła i dowiedziałam się dopiero dzięki tacie 2 dni po tym, jak został wrzucony. Wzięłam się za niego dopiero w sylwestra, ale nie przerobiłam całego za jednym zamachem, bo od razu zrobiłam przypadkiem 3 "zakończenia" i stwierdziłam, że prawdziwy finał zostawię na inny dzień.

Fabuła
Mamy rok 1984 i nasz główny bohater chce stworzyć grę interaktywną na podstawie swojej ulubionej książki z wieloma zakończeniami. Udaje się do Tuckersoftu (takiej spółki czy czegoś), gdzie ma szansę współpracować ze swoim idolem Colinem Ritmanem. A reszta zależy od Was. Tak jakby.

Bohaterowie
Tutaj Wam nic nie powiem, bo w zależności od podejmowanych decyzji, zobaczycie różne twarze bohaterów i poznacie ich z wielu stron i po przerobieniu kilku zakończeń sama nie wiem kim tak właściwie byli i co było prawdą.


Zalety
Grałam już w gry z możliwościami wyboru różnych ścieżek, ale pierwszy raz spotkałam się z czymś takim w przypadku filmu i fajnie było się pobawić przez te 2 godzinki (bo mniej więcej tyle zajęło mi "przejście'). Również na plus wypadają "tajne" ścieżki, bo podobały mi się fabularnie. Najbardziej do gustu przypadło mi, że cała przygoda zaczęła się od: Relax don't do it.

Wady 
Nie podoba mi się, że praktycznie i tak nie mamy wyboru, bo koniec końców fabuła zostanie pokierowana tak, jak sobie zaplanowali twórcy i dostaniemy jedno z bodajże 2 zakończeń (takich ostatecznych). I zabrakło mi też takich małych decyzji np. co do soundtracku, bo wolałabym wybierać sobie muzykę do przykładowo 1/3 scen, a nie tylko do w sumie 2.


Podsumowując 
Bandersnatch to tak jak napisałam w tytule ciekawe jednorazowe doświadczenie, które podobało mi się, jednak pewnie już do niego nie wrócę. Pod względem fabuły i postaci wypada raczej pozytywnie, aczkolwiek po jakimś czasie czułam się zmęczona i też trochę znudzona (do tego stopnia, że rozłożyłam sobie "przejście" na 2 razy). Doceniam easter eggi itp, ale cieszę się, że normalnie filmy tak nie wyglądają.


Wiecie co jest smutne? Że czytam Stefan jako Sztefan, co z jakiegoś powodu mnie bawi i przez to zamiast się wczuwać w fabułę, to siedzę i się śmieję, co za głupi Sztefan.

Ciao! ~ Lena

Dzisiejszym utworem posta... Relax.


Moje decyzje
Jakby co, to zrobiłam większość zakończeń (chyba). Będąc typową mną, ogarnęłam już wcześniej trochę spoilerów i przeczytałam, żeby koniecznie wybrać Frosties, więc to też zrobiłam. I beka się zaczyna później, bo stwierdziłam, że zrobię szybkie zakończenie, po czym mnie cofnęło, że mam zmienić decyzję. No to zmieniłam. Potem chciałam na chillku porozmawiać o mamie, ale dostałam backstory i myślałam, że niechcący mam zakończenie z matką, ale nie. Następnie chciałam być sprytna i stwierdziłam, że będę śledzić Colina, ale nie wezmę narkotyków, dzięki czemu nikt nie będzie skakać z okna. Heh heh heh. Colin mnie przechytrzył i wrzucił mi narkotyk do napoju i miałam takie: O nie, zepsułam, teraz ktoś będzie skakał z okna. Stwierdziłam, że zabiję Sztefana i potem poszłam do terapeutki. I koniec końców znowu mnie cofnęło. Jak dała mi tabletki, to najpierw je wzięłam, a jak mnie cofnęło, to spłukałam i później robiłam wątek z Netflixem, gdzie dałam Sztefanowi informacje na temat Netflixa i poszłam do psycholożki i tu była moja ulubiona część, bo to było "bekowe zakończenie", czyli sceny walki. Potem zrobiłam jeszcze zakończenie z teoriami spiskowymi i "mordercze zakończenie" i zakończyłam na zakończeniu z matką. Ogólnie jedyne czego nie wypróbowałam, to zabicie Colina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz