niedziela, 18 listopada 2018

Imagine Dragons "Origins" - Jest dużo lepiej niż było ostatnio to na pewno [MUZYKA]


Hej, hej! Jak być może wiecie 9 listopada wyszedł nowy album Imagine Dragons i 1981 IDKHOW i pewnie się sami domyślacie, co było moim priorytetem, skoro recka epki IDKHOW już jest dawno wstawiona.

Imagine Dragons to amerykański zespół, który jest uznawany za rockowy albo alternatywny, ale nie. Po prostu nie. Pierwsze albumy może były jakimś indie rockiem, ale aktualnie to komercyjny pop, a nie indie.

Boomerang

Natural było pierwszą piosenką z nowej ery i jak ją usłyszałam, to stwierdziłam, że jest lepsza od całego Evolve, a potem przyszedł refren i już miałam takie meh, bo brzmiał jak nowa wersja Believer, które średnio mi przypadło do gustu. Boomerang przypadło mi do gustu, bo poczułam się jakbym znalazła zaginioną piosenkę ze Smoke + Mirrors, które jest jednym z moich ulubionych albumów. Machine jest tym, co mam wrażenie, że próbowało osiągnąć Natural, bo ma mocny rytm i brzmi podobnie, z tym, że ta piosenka brzmi zdecydowanie lepiej. Z Cool Out jest o tyle ciekawie, że skojarzyło mi się z EPkami, co jest już w ogóle super. Mniej więcej w tym momencie odzyskałam nadzieję, że może Imagine Dragons się nawróciło na dobrą drogę. Początkowo Bad Liar mi się podobało, ale po przesłuchaniu parę razy zmieniłam zdanie i już jest w moich oczach tylko średnie. W West Coast najlepsza jest ta gitara na początku oraz refren i nie wiem czy to nie jest nawet moja ulubiona piosenka z całego albumu, bo jest taka relaksująca bez elektroniki itp.

West Coast

I w tym momencie pojawia się Zero, które auć. Nie, to absolutnie nie jest piosenka, na którą czekałam jako soundtrack do filmu Disney'a. Tutaj nie ma prawie w ogóle śpiewu i tempo jest za szybkie. Bullet in a Gun skojarzyło mi się z Black Wave K.Flay w jednym momencie i to była najfajniejsza część, bo Every Where Is Some Where to 10/10, które polecam. Z Digital mam ten problem, że chwilami jest sehr gut, a chwilami nicht gut. Refren jest moją ulubioną częścią. Nie wiem z czym kojarzy mi się Only, ale z czymś na pewno, bo jak tego słucham, to cały czas myślę, co mi przypomina. A Stuck na początku brzmi według mnie podobnie do jednej piosenki z soundtracku do BoJacka Horsemana (Stars chyba się nazywała). Później już nie, ale początek całkiem całkiem. Love natomiast mi się dłuży jako piosenka, chociaż trwa niecałe 3 minuty, to ja po minucie jestem nią zmęczona. Po rundzie średnich piosenek Birds brzmi bardzo przyjemnie, a w szczególności refren. Na początku Burn Out brzmi średniawo, ale się rozkręca i cieszę się z tego powodu. Real Life ma dla odmiany super początek. Co więcej całe bardzo mi się podoba i cieszę się, że tak dobry utwór zamyka tę płytę.

Digital

Trzeba przyznać, że Origins jest na pewno lepsze niż Evolve i jeśli Imagine Dragons zacznie tworzyć takie albumy, to będę zadowolona. Pierwszym co rzuca się w czy jest jego długość, ponieważ trwa prawie godzinę, czyli więcej niż przeciętny album (albo to ja słucham same krótkie albumy). Oczywiście nie brakuje mu wad i pojawia się nie jedna piosenka, która mi się nie podoba, jednak Origins odebrałam zdecydowanie cieplej niż poprzednika i oceniłabym je na takie 7/10 (a nie 2/10 góra), chociaż wciąż pozostaje nie jeden aspekt do poprawy. Dobrze, że nie słuchać aż tak EDM i wreszcie mamy do czynienia z instrumentami i większą różnorodnością.


Uff, to była długa recenzja, ale co ciekawe napisałam całą na raz i szybko mi czas zleciał.

Ciao! ~ Lena

Dzisiejszym utworem posta jest... Real Life.

2 komentarze:

  1. Nareszcie jakaś miła recenzja Origins, a nie same krytyki.
    W większości podzielam twoje zdanie i mam nadzieję, że z twórczością Imagine Dragons wrócą do klimatów Smoke+Mirrors albo chociaż Night Visions

    OdpowiedzUsuń
  2. Z jednej strony rozumiem skąd się bierze krytyka, ale z drugiej nie jestem zwolenniczką skupiania się na negatywach i byłam zaskoczona, jak bardzo Origins zostało skrytykowane :/

    OdpowiedzUsuń