piątek, 9 marca 2018

Droga do El Dorado - Było dość zabawnie [FILMY]


Hej, hej! Pomyślałam, że wstawię dzisiaj nie-recenzję animacji Dreamworksa. Zazwyczaj nie przepadam za filmami z tej wytwórni (SĄ WYJĄTKI), ale ten mi się podobał.

Słowo wstępne
Uwielbiam animacje. A o tej słyszałam bardzo dużo. I te memy. Wszędzie memy. W końcu poczułam, że pora abym się przekonała na własnej skórze o co chodzi. Nareszcie w pełni mogę ogarniać memy z tego filmu i tylko to się liczy.


Fabuła
Miguel i Tulio posługują się lewymi kośćmi w ramach zarobków. Jednak wpadają w kłopoty. Ale mają mapę do El Dorado. Gdy tam trafiają, przypadkiem zostają uznani za bogów i muszą jakoś się wyplątać z niezręcznej sytuacji i uciec. Ze złotem oczywiście.

Bohaterowie
Tulio - specjalista od planów, który potrafi wymyślić jak wybrnąć z każdej sytuacji. Twardo stąpa po ziemi i ciągle się przejmuje.
Miguel - marzyciel i lekkoduch. Zawsze znajdzie jakiś pozytywny aspekt w nawet najgorszej sytuacji. Nie ma czegoś takiego jak głos, który mówi kiedy się wycofać.
Chel - sprytna dziewczyna, która wie czego chce. Nie boi się oszukiwać czy nawet złamać prawo, aby osiągnąć swoje cele.
Tzekel-Kan - jest takim jakby wieszczem w El Dorado. Uważa, że wie wszystko o bogach. Pragnie krwi i śmierci, i ofiar. Ma w sobie duże pokłady agresji.


Zalety
Było parę dobrych żartów, gier słów i ogólnie zabawnych sytuacji, co bardzo mi się podobało. Jako plus traktuję także chemię między Miguelem a Tulio. Taka dobra męska przyjaźń.


Wady
Wolałabym, żeby nie było wątku romantycznego z Chel. Sama postać okej, ale ten wątek mi się nie podobał. Jeśli twórcy chcieli romans, to Tulio bardziej pasował do Miguela niż do Chel.


Podsumowując
Droga do El Dorado to film, który mógłby być naprawdę cudownym filmem, jednak trochę nie wyszło. Trochę jakby ktoś chciał upiec WSZYSTKIE pieczenie na jednym ogniu. Niestety potencjał zmarnowany, lecz i tak film przyjemny do obejrzenia. I często się pojawia w memach, a to już jakiś plus.


Nie ma to jak post pod znakiem memów! Już od jakiegoś czasu wzięło mnie na nadrabianie w zaległości w starych albo/i klasycznych filmach, więc stąd te nie-recenzje filmów sprzed kilku lat.

Ciao! ~ Lena

Dzisiejszym utworem posta jest... This Love Maroon 5.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz